Wodoodporny zegarek

Z tego wszystkiego zapomniałam wspomnieć, że znalazłam mój zegarek! Nie pamiętam, kiedy ostatnio go widziałam, ale musiało to być bardzo dawno temu, bo był ustawiony jeszcze na czas zimowy, zatem pewnie przed świętami Wielkanocnymi. A leżał sobie nie gdzie indziej, jak w pralce, pod uszczelką. Skórzany pasek sprał się okrutnie, odpadło od niego zamknięcie oraz szlufka. Szybka jest lekko zadymiona. Ale, ale! Zegarek działa, jakby wcale nie wyprał się z milion razy! Mogę tylko zgadywać, jakim sposobem znalazł się tam, gdzie się znalazł. Mam oczywiście pewne podejrzenia, jednak moje starsze dziecię ze wzrokiem niewiniątka stwierdziło, że ono absolutnie zegarka nigdy nie dotykało. Nie jest to mój pierwszy zegarek, który zaznał przyjemności kąpieli w pralce. Ostatnio wleciał mi całkiem przypadkiem taki elegancki, na bransolecie, który dostałam na święta dwa lata temu. Tym razem pewnie sam spadł mi z ręki, ponieważ kilka razy już przyłapałam go na tym czynie, jak pakowałam pranie do pralki. Też jest wodoodporny. Czasem w sitcomach są sceny, jak dzieci wrzucając zegarek mamy do zlewu pełnego wody mówią, że tylko chciały sprawdzić, czy rzeczywiście jest on wodoodporny (widziałam to lata temu bodajże w Bill Cosby show). No cóż, moje zegarki są. Nie trzeba już sprawdzać.

Wymyśliłam sobie, że do tego podtopionego zegarka kupię bladoróżowy pasek.

Definitywnie nie umiem korzystać z wolności, jaką daje mi los w postaci dwóch dorosłych osób, będących jednocześnie blisko moich dzieci. Normalna, zdrowa przy zmysłach matka w mgnieniu oka zniknęłaby z domu pod byle pretekstem, nawet by się za nią kurzyć nie zdążyło. Ja natomiast zebrać się nie mogę i jeszcze mnie muszą owe ofiary siłą wyganiać, bym trochę powietrza do płuc wpuściła. Myślę, że bardziej niż powietrza, brakuje mi rozmów z dorosłymi ludźmi. Jak ostatnio wracałam z tego warsztatu samochodowego, stanęłam po środku osiedla i nie wiedziałam, w którą stronę się udać. Przez myśl przeszła mi nawet ucieczka, ale zaraz się otrząsnęłam. Nie mogłam tak Oli zostawić samej na pastwę moich dzieciaków.

A propos warsztatu, pan dzisiaj w końcu zadzwonił i powiedział, że poszedł sterownik silnika, i że naprawa wyniesie 961 złotych (cóż za dokładność w określeniu ceny). I że nowego się nie opłaca. Tata najpierw powiedział, żebym zabrała stamtąd auto, bo na pewno chcą mnie okiwać, ale po kilku rozmowach z doświadczonymi ludźmi uznał, że i tak tego nie przeskoczę i lepiej już niech oni naprawiają. Mężczyźni uznają, że jak auto jeździ, to można się nie przejmować. Ja jednak nie wyobrażam sobie, że świadomie udaję się w dłuższą podróż zepsutym samochodem z dwójką małych dzieci na pokładzie. A mówią, że to kobiety są gorszymi kierowcami.

Dialogi z moimi dziećmi są równie ciekawe, co z dorosłymi, a na pewno niektóre wypowiedzi nie tyle zaskakują, co szokują. Dzisiaj na przykład Ignaś swoim zwyczajem gadał do siebie i w pewnym momencie z drugiego pokoju doleciały do mnie słowa: "Wpadła bomba do dziury i zabiła mamę". Początek jeszcze rozumiem, bo sama go tej wyliczanki uczyłam ("Wpadła bomba do piwnicy, napisała na tablicy..."), ale reszta? Skąd zna słowo zabiła? I czy je rozumie?

Dzisiaj odwiedziła nas nowa ciocia, Oliwia. Ma siedemnaście lat i przez najbliższe cztery dni będzie naszą nianią trzy godziny dziennie. W piętnaście minut uprzątnęłam chatę i siebie, bo przyszła godzinę przed czasem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Bo to, że potrzebuję pomocy, jest pewne. Ale moja kobieca natura samoumęczania się podpowiada mi, że na pewno dam sobie radę sama. I tak przez cały dzień się zastanawiałam, czy aby na pewno ta niania mi potrzebna. No bo co ona miałaby robić? Przecież sama dobrze sobie radzę. Ale potem wydarzył się poniedziałek. I mój syn snuł się po mieszkaniu znudzony do tego stopnia, że w końcu ugryzł Gabrysię w rękę. Znowu. Tak więc sprawa przesądzona, niania jest nam potrzebna. No ale kiedy te trzy godziny? Lepiej rano, czy po południu? Jak dzieci zasną, to bez sensu. No i co ja mam w tym czasie niby robić? Okazuje się, że to, co miało pomóc, wygenerowało więcej stresu. Ostatecznie Oliwia okazała się bardzo sympatyczna i co najważniejsze, Ignaś ją polubił. On lubi wszystkich w sumie...

Jutro przyjeżdża do nas babcia, to już w ogóle odpocznę!

Dostałam od losu dwie godziny, podczas których moje dzieci spały jednocześnie. Niestety, nie mogłam tego czasu wykorzystać według swojego uznania, bo leżała na mnie Gabrysia, a każda próba ściągnięcia jej kończyła się pobudką. Zasnąć też mi się nie udało, chyba z przejęcia tym autem i nianią. Zmuszona jednak byłam do odpoczynku, zatem bez wyrzutów sumienia sobie poczytałam. Nadrobiłam zaległości za cały tydzień chyba. Nadal czytam "Infoszok". Polecam, zwłaszcza programistom.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor