Kolejnej wiosny łyk

Wczoraj opadły mi ręce. Dosłownie nie miałam siły pchać wózka pełnego moich dzieci. Nie chciałam jednak okazać słabości i długo sama się szamotałam z nim. Głupie poczucie, że ja dam radę sama. Nie dam rady. Do pchania wózka potrzebny jest silny mężczyzna, który wesprze za łokieć upartą kobietę, chociażby i sama nie chciała mówić o tym głośno.

Rację mieliśmy w piątek, żeby przyspieszyć świętowanie w miłej atmosferze. Soboty nie są już takie fajne, jak inne dni tygodnia. Poniedziałki też nie. A przed nami kolejny. Dobrze, że dopiero po niedzieli. No i w poniedziałek przychodzi niania. Jakoś damy radę.

Dzisiaj mija miesiąc, odkąd zaczęłam prowadzić bloga. Czas zatem na małe podsumowanie. Miałam w tym czasie przejść czterotygodniowy kurs bycia lepszym pisarzem. Drugi tydzień przeciągnął się niemiłosiernie w co najmniej dwa, za to trzeci nie został do tej pory w ogóle zrealizowany. Nie przechodzę więc do czwartego, chyba że napiszę jakiś sensowny artykuł. W kolejce czeka blog o tym, jak pisać bloga. Czego to ludzie nie wymyślą. Trafiłam też na bloga o pisaniu książek dla dzieci (https://maciejwojtas.pl/). Właściwie to jest to blog, który uczy pisania. Strasznie dużo tam fajnych artykułów, więc postanawiam czytać jeden dziennie. Może się czegoś jeszcze nauczę? Wczoraj przeczytałam, że aby pisać dobrze, należy czytać książki dla dzieci, a podczas lektury zwracać uwagę na to, jak technicznie są one napisane. Ma to sens i pokrywa się z zadaniem trzeciego tygodnia. Autor bloga podaje kilka zasad dobrej książki na podstawie Doktora Dolittle. Pisze między innymi o tym, że trzeba nadać swojemu bohaterowi cechy, które pozwolą na stworzenie wielu części. Że trzeba stworzyć w tle dużo postaci, a każda z nich powinna posiadać jedną silną cechę charakteru. Tyle zapamiętałam. Na koniec dodał, że trzeba wszystko robić po swojemu.

Jego blog będzie moim następnym celem, ponieważ znalazłam konkurs na książkę dla dzieci. W przypływie weny zaczęłam rozpisywać sobie plan pierwszego rozdziału (chyba jednak coś mi ten miesiąc dał). Bohaterem będzie oczywiście Ignaś. Opiszę jego przygody i zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Niektórzy nie wierzą w to, że mogę się zmienić. Proza życia przesłoniła im świat i teraz nie potrafią dostrzegać piękna w codziennych czynnościach. Coś jednak wczoraj we mnie pękło. Nie chcę być potworem w oczach dziecka, zatem nie będę i koniec. Nie będzie to łatwe, ale po prostu przestanę krzyczeć. A brak cudzej wiary we mnie jeszcze będzie mnie napędzał. Czuję, że dam radę. Oglądałam kiedyś film, w którym kobieta przysięgła ukochanemu mężczyźnie, że już nigdy się więcej do niego nie odezwie. Nie pamiętam, co on takiego jej zrobił, ale chyba obraził ją śmiertelnie. Rzecz działa się na plantacji bawełny, zdaje się w odległych czasach. Tytułu też już nie pamiętam, tylko dwie czy trzy sceny. Oprócz tej, którą już opisałam, jest jeszcze jedna, po wielu latach, kiedy ten mężczyzna się zmienia, i błaga ją, by się do niego odezwała. Siedzą przy wspólnym stole z rodziną i ona zwraca się ciągle do kogoś innego, aby przekazał mu jej słowa. Pod koniec filmu on akceptuje to i mogą wymieniać się uśmiechami. Obejrzałam ten film wiele lat temu, a jednak ta kobieta jest dla mnie do tej pory wzorem wytrwałości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Pomidor