A więc tak było z tym BLW...
Siedzę przed komputerem, a za mną mąż sprząta okolice stołu. Gabrysia dostała dzisiaj pełen talerz warzyw gotowanych na parze. Trochę zjadła, ale reszta wylądowała na podłodze. Ignaś już nie rozrzuca jedzenia, no może sporadycznie i ze złości. Po prostu zapomniałam o tych urokach.
Jestem zbyt zmęczona, by pisać, a jeszcze nie ma czternastej. Dzisiaj w nocy dzieci mnie oblazły, a mąż porzucił. Nawet nie mam siły być na niego za to zła. Przynajmniej zakup nowego narożnika był trafionym pomysłem.
Jedną z praktyk trzydziestodniowego wyzwania jest pisanie dziennika snów. Nie ma szans, żebym robiła to zaraz po wstaniu z łóżka, dlatego teraz zanotuję to, co zapamiętałam. Śniło mi się, że moja koleżanka z podstawówki bierze ślub z pięciolatkiem. A potem zamiast zabawiać gości zaczęła się z nim bawić. Wszyscy byli podekscytowani uroczystością, dopóki nie doszło do ślubu. Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ona bierze ten ślub z dzieckiem, ale okazało się, że to chyba taka forma adopcji. Śniło mi się coś jeszcze, ale niestety nie zapamiętałam co.
Dzisiaj zabrałam Ignasia na spacer i lody. Unikaliśmy słońca i chodziliśmy w cieniu. Próbowaliśmy wejść na plac zabaw, ale piasek parzył w stopy. Na lodach obok nas siedziały dwie kobietki, jedna dzieciata, druga nie. I ta dzieciata odwiedziła tą drugą. No i ta dzieciata powiedziała, że są na naszym osiedlu jakieś place zabaw, ale musiałaby wyguglać, gdzie, bo się nie orientuje. A ja tak na przeciwko nich z dzieckiem na kolanach pomyślałam, że przecież mogłaby spytać mnie. I cały czas powtarzała, że coś jest mega-dobre. Omawiały szczegóły przyszłej wycieczki po Norwegii tej dzieciatej. A potem jeszcze obgadywały koleżanki z liceum, która w której jest ciąży. No i że jedna jeszcze drugiego dziecka nie urodziła, a już myśli o trzecim. Na co ta dzieciata powiedziała, że chyba ich dzieci muszą być spokojne. Ona też kiedyś marzyła o dwójce, ale chyba sobie odpuściła. A syn jakiejś ich koleżanki tak długo wył na podłodze, że zasnął ze zmęczenia. Czyżby to był sposób na wyki?
Idę napić się kawy, chociaż wolałabym się przespać.
Jestem zbyt zmęczona, by pisać, a jeszcze nie ma czternastej. Dzisiaj w nocy dzieci mnie oblazły, a mąż porzucił. Nawet nie mam siły być na niego za to zła. Przynajmniej zakup nowego narożnika był trafionym pomysłem.
Jedną z praktyk trzydziestodniowego wyzwania jest pisanie dziennika snów. Nie ma szans, żebym robiła to zaraz po wstaniu z łóżka, dlatego teraz zanotuję to, co zapamiętałam. Śniło mi się, że moja koleżanka z podstawówki bierze ślub z pięciolatkiem. A potem zamiast zabawiać gości zaczęła się z nim bawić. Wszyscy byli podekscytowani uroczystością, dopóki nie doszło do ślubu. Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ona bierze ten ślub z dzieckiem, ale okazało się, że to chyba taka forma adopcji. Śniło mi się coś jeszcze, ale niestety nie zapamiętałam co.
Dzisiaj zabrałam Ignasia na spacer i lody. Unikaliśmy słońca i chodziliśmy w cieniu. Próbowaliśmy wejść na plac zabaw, ale piasek parzył w stopy. Na lodach obok nas siedziały dwie kobietki, jedna dzieciata, druga nie. I ta dzieciata odwiedziła tą drugą. No i ta dzieciata powiedziała, że są na naszym osiedlu jakieś place zabaw, ale musiałaby wyguglać, gdzie, bo się nie orientuje. A ja tak na przeciwko nich z dzieckiem na kolanach pomyślałam, że przecież mogłaby spytać mnie. I cały czas powtarzała, że coś jest mega-dobre. Omawiały szczegóły przyszłej wycieczki po Norwegii tej dzieciatej. A potem jeszcze obgadywały koleżanki z liceum, która w której jest ciąży. No i że jedna jeszcze drugiego dziecka nie urodziła, a już myśli o trzecim. Na co ta dzieciata powiedziała, że chyba ich dzieci muszą być spokojne. Ona też kiedyś marzyła o dwójce, ale chyba sobie odpuściła. A syn jakiejś ich koleżanki tak długo wył na podłodze, że zasnął ze zmęczenia. Czyżby to był sposób na wyki?
Idę napić się kawy, chociaż wolałabym się przespać.
Komentarze
Prześlij komentarz