Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2018

Bad hair day

Obraz
Przetrwałam dzień bez kawy. Ciężko było, ale przynajmniej lepiej się czuję. Po wczorajszych rewolucjach żołądkowych wolałam nie ryzykować. Czaję się na Yerba Mate, bo słyszałam, że to zdrowsza alternatywa dla kawy, ale póki co poję się zieloną herbatą, która jednak nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Chciałoby się nazwać ten dzień ostatnim dniem kieratu, jako że jutro już weekend, a potem żłobek, jednak liczę się z tym, że radość moja może okazać się przedwczesna. Od dwóch dni notuję w myślach, czego dokonam, gdy dzieci pójdą do żłobka. Oprócz wysprzątania mieszkania oczywiście. I wyspania się oraz obejrzenia najnowszego sezonu "Ani". Mam na liście uporządkowanie szafy a także wywołanie zdjęć. Trochę to męczące zajęcie, ale lubię mieć albumy na półkach, więc zapisuję to jako swoje hobby. A propos hobby. Niestety nie zdążyłam zrobić Kici Koci, więc nie wezmę udziału w konkursie. I nie był to słomiany zapał, raczej brak czasu i energii, potrzebnych na szydełkowanie. Moż

Świnka Peppa łagodzi obyczaje

Obraz
Strach odbiera mi siły i rozum, paraliżuje mnie do tego stopnia, że nie mogę się ruszyć z miejsca. Strach przed nieznanym i nieuniknionym. Przed wizytą u lekarza, przed żłobkiem. Najlepszą metodą na strach jest działanie, ale jak je podjąć, gdy nie ma się sił na walkę. I te myśli krążące po głowie, że może by tak odroczyć ten żłobek, że może dzieciom lepiej by było ze mną w domu...? Ale zaraz potem niezawodny Ignaś wkracza do akcji i urządzą godzinną histerię z powodu przebrania pieluchy i ubrania go w ciuchy, nie w piżamkę. I wtedy już wiem, już sobie przypominam, po co to wszystko, że sama, choćbym nie wiem, jak bardzo chciała, nie dam sobie rady. I wiem, że pewnie dzieci lepiej to zniosą ode mnie, że poznają nowych kumpli oraz nowe zabawy. Że mój Ignaś nauczy się nowych wierszyków i bajek. Że może pozna język angielski i rytmikę. Że nie będzie się nudził. Dzisiaj widziałam na spacerze wózek dla trojaczków. Trojaczków. Nie podniosło mnie wcale na duchu to, że ktoś gdzieś tam na m

Ależ ja was rozpieszczam...

I siebie też. Tyle dobroci dawno nie dostałam od moich maleństw kochanych. Śpią właśnie, ale ciii, niech to chwilę jeszcze potrwa. W pierwszej kolejności zrobiłam herbatę, następnie zajrzałam do was. Nawet się nie przebrałam w domowe ciuchy i stanik mnie teraz uwiera. Trzeba mieć priorytety, jak się ma mało czasu dla siebie. To się niedługo pewnie zmieni, chociaż już z tęsknoty najchętniej zrezygnowałabym ze żłobka dla Gabrysi. Ale nie można być aż takim egoistą i zabierać dziecku możliwości na rozwój. Super, Ignaś się obudził. On to chyba robi mi na złość. Ale mam za swoje, mogłam nie tracić czasu na przeglądanie nowego katalogu Ikei (no tak, nie wspomniałam o tym, ale się wydało - te katalogi to moja ulubiona lektura, Paweł nie jest tym zachwycony i chyba specjalnie zamyka mi je, abym nie wiedziała, na której stronie skończyłam czytać). I mogłam nie pisać magicznych słów o śpiących dzieciach. I mogłam nie robić planów na najbliższe dwie godziny. Zamiast pisać, muszę leżeć koło zaka

Roczek Gabrysi

Obraz
  Księżniczkowo Jedenaście dni. Tyle minęło od ostatniego wpisu. Całe szczęście, nie przekroczyłam jeszcze magicznych dwóch tygodni. Sporo się wydarzyło w tym czasie, więc może zamiast rozpamiętywać, że przez tak długi czas zostawiłam was bez "czegoś do czytania", przejdę od razu do rzeczy. Przede wszystkim Gabrysia skończyła roczek. Zorganizowaliśmy dla niej dwie imprezki - jedną dla rodziny, drugą dla przyjaciół - co oznacza też dwa torty. Mimo że torty mojego autorstwa nie zachwycają tak, jak torty Oli, i tak będę je dalej piekła. Jest to szczyt moich ambicji, obdarowywać dzieci ręcznie robionymi tortami. Oczywiście nie jestem masochistką i uczę się mierzyć siły na zamiary, dlatego też drugiego torta już zamówiłam. Pierwszy tort mogę śmiało nazwać rozczarowaniem, o czym pisałam poprzednio (przez to, że sama nie pamiętam, co mam na blogu, powtórzyłabym ową historię sprzed dwóch tygodni, jak to zważyłam krem; przynajmniej trochę rozgrzałam palce i umysł).

Księżniczkowo

Większość wczorajszego dnia spędziłam w miejscu, które kobiety lubią najbardziej, czyli w kuchni. Uczestniczyłam w przygotowaniach do urodzin Kasi, przy okazji piekąc na dzisiaj biszkopt. Jest coś relaksującego w wykonywaniu czynności nie polegających na opiekowaniu się dziećmi. W pewnym momencie doszłam do stanu umysłu, w którym zdziwiłam się, że je w ogóle posiadam, a potem to już nawet zainteresowałam się, czy są całe i zdrowe. Były. Spotkania rodzinne oprócz tego, że są bardzo przyjemne, generują niekończące się góry brudnych naczyń. Serwuje się na nich niezliczone stosy żarcia, które niestety często potem zostaje niezjedzone, żeby nie powiedzieć - wywalone. W duchu cieszyłam się, że nie wpakowałam się w taką rodzinną imprezę na roczek Gabrysi (około trzydziestu dorosłych plus jakieś dziesięcioro dzieci w różnym wieku). Zwyczajnie fizycznie bym tego nie przerobiła. Za przykład wystarczyły mi urodziny Ignasia, kiedy to narobiłam się przekąsek dla dzieci, a one i tak rzucił

Miało być o żalach, a wyszło o kaczkach

Dzisiejszej nocy miałam koszmar z gatunku Kevin sam w domu. Śniło mi się, że pojechaliśmy na wycieczkę razem z Olą, Pawłem i Gabrysią. W pewnym momencie zauważyłam, że nie ma z nami Ignasia. Paweł odparł, że celowo zostawił go samego w domu na dwa dni i był z siebie dumny. Obudziłam się zlana potem. Takiego koszmaru to ja chyba jeszcze nigdy nie miałam. I przytulić się też nie ma do kogo i jak, bo z Pawłem jesteśmy w stanie zimnej wojny, a moja ręka przygnieciona jest ostatnio przez Gabrielę, która ciężko przechodzi noce, chyba przez ząbki. Chciałam napisać, że mężczyźni to mają w życiu lepiej. I że kobietom jest gorzej w życiu. Ale co ja się tu będę żalić, przecież to już i tak wszyscy wiedzą. I jak już wyrzuciłam z siebie wszystkie te złe emocje do worda, to pomyślałam, że nie będę nikomu sprawiać przykrości i publikować ich. To też post jałowy, ale przynajmniej jest. Mijając na spacerze (a byłam dzisiaj na dwóch co najmniej) inne rodziny, te takie uśmiechnięte, odn