Kiepski dzień


Wygląda na to, że nie umiem odpoczywać. Bezczynność wręcz wprawia mnie w odrętwienie. Są takie dni, że siedzenie w bezruchu boli. Bo ja jestem człowiekiem czynu i nie mogę usiedzieć w miejscu. Matka zawsze ma coś do zrobienia: a to pranie, a to zmywanie, a to sprzątanie rozrzuconych zabawek… Ale to u siebie w mieszkaniu. Na wakacjach jest obowiązek odpoczywania i nie ma przebacz, nie poruszysz innych siłą do działania, choćby i wołami ich ciągnąć. Choćby i nad morze, żeby potem wysłuchiwać, że mogliśmy z powodzeniem siedzieć w domu i po co te nerwy, weź kobieto wyluzuj.

Wczoraj miałam kilka pięknych zdań na ten temat, ale dzisiaj wyparowały one z mojego telefonu (ach ta aplikacja) i głowy (ach ta zawodna pamięć). Generalnie chodziło o to, że chyba nigdy nieprzyzwyczaję się do hałasu i krzyków dzieci. Ale to było wczoraj. Wczoraj miałam zły dzień i lepiej udawać, że nigdy się nie wydarzył. Wydaje mi się, że zły humor jest bardziej kwestią nieodpowiedniego ciśnienia atmosferycznego niż mojego niewyspania. Przyzwyczaiłam się już do wiecznego zmęczenia.

Efektem wczorajszego dnia była góra pierogów z mięsem. Zawsze to coś konstruktywnego i nawet siły trzeba użyć, żeby zmielić gotowanego indyka. Trochę maszynką blat teściowej porysowałam w kuchni, ale chyba poprawiłam po niej (pewnie tak tylko powiedziała, żebym się nie przejmowała).

Aby dzień nie był do końca stracony, wieczorem, zamiast jeść kolację, pojechaliśmy na lody. W sam środek wielkiego tłumu ludzi, hałasujących jeszcze bardziej niż my sami w domu. I nawet syn nie stracił za dużo energii, bo tyłeczek woził na dostawce. Może i lepiej, bo jak na chwilę z niej zlazł, od razu trafił na rząd pieniądzochłonnych samochodów, smoków i kapsuł kosmicznych. Ale nie z nami te numery Klos, my nie nosimy w portfelu dwuzłotówek. Nie ma pieniążka, nie ma zabawy. Ostatnio zapłaciliśmy za przejazd kolejką. Ignaś oczywiście był w niebowzięty, jednak kolejka zrobiła tylko półtora koła i stanęła. Straszny suchar. Żeby chociaż pieniądze z tych automatów szły na cele charytatywne, to by człowiekowi lżej z portfela wypadały.

Szkoda że w nadmorskich kurortach mało jest zwykłych placów zabaw. W Pogorzelicy jest ładny, pod drzewami, niedaleko od plaży, jednak dla o wiele większych dzieci niż nasze. Mój syn z trudem się wdrapał po drabinkach, tylko po to, żeby stwierdzić, że boi się zjechać z bardzo wysokiej zjeżdżalni. Na szczęście jest tam również siłownia (wiem, dla dziesięciolatków), ale na czymś trzeba tracić energię.

Nauczeni niepowodzeniami dnia poprzedniego właśnie zbieramy się nad morze, nieczekając tym razem, aż nas noc zastanie. Pod wieczór może uda nam się zabrać mamę na kebaba, bo kończy dzisiaj pracę i trzeba to jakoś uczcić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor