Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2020

Spalony tost

Teri Hatcher napisała kiedyś książkę pod tym samym tytułem. Miałam ją nawet na półce, bo kiedyś byłam wielką fanką "Gotowych na wszystko". Książka nie była zbyt wybitna, z resztą nie doczytałam jej do końca. Ale tosta prawie spaliłam dzisiaj naprawdę. Nie wiem, jakim cudem mi się to udało. Wsadziłam go do mikrofalówki, żeby podgrzać. Na niecałe dwie minuty. I wyszłam z kuchni. Jak wróciłam, wszystko się dymiło. Na szczęście nie było płomieni, ale smród unosi się do tej pory, po kilku godzinach intensywnego wietrzenia całego mieszkania. Na domiar złego Gabrysia, jak to Gabrysia, uparła się, żeby dzisiaj nie wychodzić z domu. Podziałała dopiero obietnica zobaczenia koparki pod blokiem (nie pluszowego jednorożca ociekającego brokatem, koparki). Nie mniej czuję się od kilku dni, jakbym wracała do korzeni. Znów wychodzę na spacerki z wózkiem, Gabrysia zasypia w dzień, a ja nie wiem, co z tym "wolnym" czasem mam robić. Dzisiaj prawie dwie godziny byłyśmy na dworze, tak

NOWY ROK - NOWY POST

Wtorek po długim urlopie, ósma trzydzieści rano. Rodzice powoli zaczynają ogarniać już życie, choć sen nie za bardzo dziś schodzi z powiek, dzieci natomiast ciągle śpią. Dwa dni wcześniej siedziały do północy, to i śpią. Tuż przed wyjściem z domu tata zostaje złapany za nogę przez córkę, która obudziła się nagle i cichcem do niego podkradła. Gabrysia skutecznie opóźnia wyjście taty do pracy przytulaniem. Gdy tacie udaje się już - choć niechętnie - oderwać od małej przylepy i uciec, przychodzi pora na śniadanie. Trzeba iść dzisiaj do przedszkola i dobrze byłoby się nie spóźnić chociaż pierwszego dnia po przerwie. Trzeba więc niezwłocznie obudzić syna. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ostatnio bezskutecznie tata próbował obudzić Gabrychę, która tylko okiem łypnęła i obróciła się na drugi bok, a sprawa była poważna, bo spieszyliśmy się do lekarza (u którego akurat w tamten dzień nie było kolejek). Jak zaklęcie zadziałało zawołanie: "Gaba, leci Psi patrol w telewizji!". W życiu