Kolejnej wiosny łyk
Wczoraj opadły mi ręce. Dosłownie nie miałam siły pchać wózka pełnego moich dzieci. Nie chciałam jednak okazać słabości i długo sama się szamotałam z nim. Głupie poczucie, że ja dam radę sama. Nie dam rady. Do pchania wózka potrzebny jest silny mężczyzna, który wesprze za łokieć upartą kobietę, chociażby i sama nie chciała mówić o tym głośno. Rację mieliśmy w piątek, żeby przyspieszyć świętowanie w miłej atmosferze. Soboty nie są już takie fajne, jak inne dni tygodnia. Poniedziałki też nie. A przed nami kolejny. Dobrze, że dopiero po niedzieli. No i w poniedziałek przychodzi niania. Jakoś damy radę. Dzisiaj mija miesiąc, odkąd zaczęłam prowadzić bloga. Czas zatem na małe podsumowanie. Miałam w tym czasie przejść czterotygodniowy kurs bycia lepszym pisarzem. Drugi tydzień przeciągnął się niemiłosiernie w co najmniej dwa, za to trzeci nie został do tej pory w ogóle zrealizowany. Nie przechodzę więc do czwartego, chyba że napiszę jakiś sensowny artykuł. W kolejce czeka blog o tym, jak