Amor omnia vincit

Dzisiaj Paweł został bohaterem domu. Zawrócił z drogi do pracy i niczym huragan rozwiązał palący problem, jednak nie pozwolił mi podawać szczegółów. Dodam tylko, że w moich oczach urósł jako mężczyzna (o ile da się jeszcze bardziej), ponieważ wyręczył mnie w nieciekawej sytuacji. Karma dopadła mnie jednak wieczorem, gdy syn zabrudził wielorazowe majtki treningowe, jako że nie miał ochoty skorzystać z toalety. Siłą go przecież na ten kibel nie będę sadzała.

Korzystając z miłych nastrojów wręczyliśmy sobie wieczorem prezenty rocznicowe, choć to dopiero w sobotę! Nie chcieliśmy ryzykować i czekać tak długo, bo jutro może się okazać gorszym dniem. Ja nie zabłysnęłam w tym roku. Miałam trochę mało czasu, ponieważ dowiedziałam się dopiero wczoraj, że Paweł coś szykuje. Z biegiem lat przestałam odliczać miesiące, a potem i lata, które razem już spędziliśmy. Właściwie to ta czerwcowa rocznica jest chyba dla nas obojga ważniejsza niż wrześniowa, kiedy stukną nam cztery latka pożycia małżeńskiego. Fajniejsze pomysły na nią zawsze mamy, bardziej na nią czekamy. W pierwszym roku po ślubie Paweł z okazji czerwca kupił nam srebrne obrączki, odpowiednie na Woodstock (żeby tych złotych przez przypadek nie zgubić w błocie). Do tej pory nie mogę wybrać się do złotnika, aby wygrawerować na swojej sentencję "Amor omnia vincit". Miała ona zdobić moją złotą obrączkę, ale się nie zmieściła przez kamień.

Paweł ma nosa do biżuterii. Zawsze trafi w mój gust i potrafi miło mnie zaskoczyć. W tym roku jednak mój mąż przeszedł samego siebie. Dał mi piękne złote serduszko, nawiązujące do srebrnego, które otrzymałam od niego przed dziesięcioma laty. Wzruszyłam się bardzo mocno, gdy to zrozumiałam. Przypomniał mi się wieczór, w którym mi je wręczył. To złote ma nawet dziesięć kamyczków! Pewnie przez przypadek, ale wrażenie robi kolosalne.

Ja z kolei przygotowałam dla niego talerz pełen pierogów ruskich - oczywiście dziesięć, na każdy dzień naszego życia. Niestety nie zdążyłam mu go postawić przed nosem, gdyż się dla niego odświeżałam. Zanim wyszłam z łazienki odziana w piękne suknie i atłasy, on pałaszował już pierogi z innego zupełnie półmiska. Oprócz tego zaopatrzyłam nas w udziwnione piwko oraz nowe pokale. Wręczyłam mu je z hasłem: "Prezent rocznicowy dla męża i żony!" Trochę słabo jak na okrągłą rocznicę, ale nie chciałam znowu spudłować ze skórzanym portfelem, który nie trafi w jego gust. A Paweł lubi piwo i pierożki. Tylko ciasto strasznie twarde mi wyszło, pewnie dlatego, że się starałam.

Moje autko jeszcze postoi u mechanika, bo sterownik nie dotarł dzisiaj. Pan ma nadzieję, że w poniedziałek będzie mógł go już podłączyć. Wtedy też okaże się, czy coś jeszcze jest do naprawy. Oby nie, bo chcemy już z mamą wracać nad morze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor