Tatuś wrócił z delegacji

Mam piętnaście minut dla siebie. Zamknęłam się w pokoju siostry i dorwałam się do jej laptopa. Ignaś tęskni za babcią i wybucha co jakiś czas niekontrolowanym płaczem, który ukoić mogą jedynie traktorki, dzyń-dzynie lub Dino i Dina. Na szczęście podczas wgapiania się w ekran pochłonął miskę kopytek oraz dwa średniej jakości kupne pierogi z mięsem. Gabrysia za to zjadła dzisiaj aż trzy placki na śniadanie, zagryzając je kaszką. Na obiad zaś również kilka kopytek i warzywek gotowanych na parze. Trochę rozkręcam się z tym rozszerzaniem diety, jednak nadal cycek jest dla niej najważniejszy - bez niego nie chce zasnąć i koniec. nawet po obfitym wydawałoby się obiedzie, musi zalać wszystko mlekiem.

Moje dzieci po raz pierwszy wczoraj wieczorem wykąpały się razem. Nie trwało to długo, jednak przez dobry moment Ignaś był zafascynowany wspólną zabawą gumowymi kaczkami, dopiero po chwili zaczął rozpychać się nogami. Dzisiaj już nie chciał dołączyć do Gaby w wannie, ale chyba w ogóle nie bardzo chciał się myć. Trudno, nie musi tego robić w końcu co dziennie. Udało się chociaż bez zbędnej awantury umyć zębiska.

Zanotowałam w telefonie kilka kluczowych słów dotyczących snów minionej nocy. Największe wrażenie wywarł na mnie koszmar, w którym mój syn ucieka mi za jakąś dziwną bramę i wspina się po wysokich półkach. Rzecz dzieje się na lotnisku i nikt z obsługi nie chce mi pomóc go stamtąd wydostać. W pewnym momencie tracę Ignasia z oczu i pojawia się wielka zgniatarka śmieci. Oczywiście myślę o najgorszym i pogrążam się w żałobie. Na szczęście nagle nie wiadomo skąd Ignaś pojawia się przy mnie cały i zdrowy.

Czytałam też w ramach mojego challengu o medytacji. Jedyne co zapamiętałam to to, że było tam coś o rowerze. Poznałam też nowe słowo angielskie: cease. Niestety nie ustaliłam, jak się je wymawia. W tej całej medytacji chyba chodzi o to, żeby w ciągu dnia wyłączać się na chwilę i poczuć całym sobą otaczający nas świat. Eragon w ten sposób czerpał energię z żywych istot. I chyba też magię, nie pamiętam dobrze.

Mija szósty dzień mojego wyzwania, pewnie dopiero teraz zaczną się schody.

W poniedziałek jedziemy w góry, pierwszy raz z małymi dziećmi. No i pierwszy raz będę kierowcą w takim regionie. Trochę przerażają mnie te wąskie strome drogi i zakręty. Nie wiem też, czy znajdę czas i komputer do prowadzenia bloga. Muszę zrobić miejsce na telefonie, żeby zainstalować sobie apkę bloggera, chociaż czytałam same niepochlebne opinie o niej. Najwyżej będę wszystko notować w zeszycie i potem wrzucę fotki.

Staram się nie podżerać za dużo słodyczy z Oli torby. Ograniczam się do dwóch dziennie. Wyjawiła mi, że nie przepada za bounty, więc mogę zjeść wszystkie.

Komentarze

  1. Jak to nie lubisz bounty?! Zamawiam na spółe 😜 A sen trochę jak scena z filmu "Potwory i spółka" kiedy Sally zgubił dziewczynkę w pracy i ze zgrozą i trwogą obserwował zgniatarkę do śmieci, w której na szczęście nie wylądowała . Pisz Asiu, pisz! Najważniejsze to zacząć. Będę tu zaglądać 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ola nie lubi bounty (no właśnie, jak to?!). Ja pożeram :D Dziękuję za wsparcie :***

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor