Rozwód w drodze

Hah, jak mój mąż zobaczy, co zrobiłam z włosami naszego syna, to na pewno wniesie o rozwód. Ale ktoś musi dbać o męski wygląd dziecka, co by komfortu mu nie zabrakło podczas zabaw w piaskownicy, gdzie co rusz jakaś babcia wołała: "Jaka piękna dziewczynka!". No i stało się. Umówiłam wizytę u fryzjera dla dzieci, który to połączony jest ze sklepem z zabawkami i ciuchami, całkiem sprytnie bym nawet powiedziała, ponieważ sami wyszliśmy z nowym niebieskim McQueenem, tak na pocieszenie. Ja się bardziej stresowałam od syna, który mógł sobie wybrać, czy chce być ścinany w autku myszce, w czerwonym bmw, czy raczej w zielonym jeepie. Oczywiście siedział we wszystkich po kolei. Ale skończył w bmw, za co też został pochwalony, bo gust chłopak ma. Stresowałam się jak głupia, bo nie wiedziałam, czy dobrze robię i czy Ignaś nie będzie wyglądał gorzej, ale moje obawy zniknęły już po obciachaniu kitajca. Syn wygląda rewelacyjnie, w końcu geny ma dobre. Potem już tylko martwiłam się, czy mu Pani ucha nie obetnie, ale profesjonalistka z niej była, to i ucho na miejscu zostało. Gabrysia tylko z zazdrością spoglądała na poczynania brata i chyba też trochę już chciała się poupiększać, ślicznotka nasza przenajukochańsza. Jedyną ceną, jaką mi przyszło za ten wypad zapłacić, była konieczność niesienia kloca prawie całą drogę powrotną, bo wzięłam pojedynczy wózek, a godzinę umówiłam będąc w piaskownicy.

Jednocześnie piszę oraz biegam do kuchni mieszać pulpety, ponieważ moje dzieci śpią. W tym samym czasie. I ja nie śpię wtedy, kiedy one. Od razu przypomina mi się ta reklama, gdzie Ona miesza spaghetti i mówi Mu, że to auto to jednak na złom, i wyciera te swoje ręce w ten bielutki sweterek, jakże odpowiednio dobrany do gotowania bulgoczącego czerwonego sosu.

Nie wiem, czy mam być dumna z mojego syna, czy ubolewać nad swoimi brakami, ponieważ SAM położył się spać. Ja w tym czasie spieszyłam się, jak mogłam, żeby jak najwięcej ugotować, zanim Gaba się nie obudzi, a on wziął książeczkę, położył się w sypialni i sobie czytał. Jeszcze tylko skarpetki ściągnął. Zajrzałam do niego między przyprawianiem mielonego mięsa a krojeniem cebuli, a on smacznie śpi. Dobrze, że z prawym uszkiem na górze, to mogłam dokończyć fryzjerskiego dzieła, gdyż pod koniec już za bardzo się wiercił.

Ponadto moje starsze dziecię od kilku dni nie lubi nosić pieluchy. Najpierw nie chce ściągać brudnej. W piątek wpadł w histerię trudną do opisania z tego właśnie powodu, że mu tę brudną, osikaną pieluchę zdjęłam. Może to dobry znak, bo dzisiaj, jak mu zdjęłam rano pieluchę, tak sobie latał po domu z gołym tyłkiem i tylko się zastanawiałam, co też panowie robotnicy sobie pomyślą, jak takie pół gołe dziecię zobaczą. No i mój syn w pewnym momencie zapytany o siku potwierdził, że chce. Usiadł sobie na kibelek, do którego nawet zrobił coś więcej, a potem na nocnik. I tak siedział i czytał, niemiłosiernie długo, jednak nie popędzałam go. Tylko Gabrysię musiałam co chwila przenosić na drugi koniec mieszkania, bo z prędkością rakietki zjawiała się pod drzwiami toalety.

A bo nie wiecie, Gabrysia już ładnie raczkuje. I to częściej niż pełza. Rośnie jej też ten trzeci ząb ciągle, trochę już nawet wystaje.

A Ignaś to już nawet wczoraj na spacer wyszedł bez pieluchy, ale trochę spanikowałam, jak zawołał siku i nałożyłam mu pampersa. On też nie bardzo chciał sikać pod drzewem, ciekawe po kim to ma...

Dzisiaj załatwiłam mechanika. To znaczy tata mi znalazł w Internecie, a ja zadzwoniłam i umówiłam się na środę wieczór. Dobrze, że jest tata, który takie rzeczy znajdzie i pomoże w potrzebie. Mnie to strasznie stresuje i wydaje się być rzeczą niemożliwą do załatwienia. Tata zaś stwierdził, że to jak zakupy w sklepie. Nie dopytałam, w jakim kontekście, ale raczej nie jest to tak samo przyjemne, jak kupowanie butów czy książek. Przynajmniej nie dla mnie. Przynajmniej pan miał miły głos przez telefon. A muszę zawieźć Merivkę, bo znowu coś moc traciła na trasie i na jednych światłach nawet ruszyć nie bardzo chciała. A planowaliśmy w sobotę podróż nad morze. Możliwe, że będziemy musieli te plany przesunąć, zwłaszcza, że nie wiadomo, co z tym autem wyjdzie.

Ale może to lepiej, bo dzieciaki trochę zmęczone są tym podróżowaniem. Zwłaszcza Gabrysia ostatnio nie lubi. W drodze powrotnej do Poznania wyła chyba przez godzinę. To plus słabnące z chwili na chwilę auto nie dawało poczucia komfortu.

Przez taką męczącą podróż opóźniłam się trochę z publikacją. Wczorajszy dzień po prostu się nie dział. Co chwilę wypadało mi coś z ręki, uderzałam się o ściany, nawet wlazłam nogą do nocnika, dobrze chociaż, że pustego. W ciągu dnia zamiast na spacer, poszliśmy spać i tak sobie drzemaliśmy prawie trzy godzinki. A wieczorem, gdy już usiadłam do pisania, za moimi plecami rozgorzała się burzliwa rozmowa na tematy feministyczne. W takich warunkach to ja się skupić nie mogłam, więc wyłączyłam kompa i poszłam posprzątać trochę podłogi.

Czas chyba zacząć trzeci tydzień mojego wyzwania. Trochę ten drugi przeciągnęłam, ale to przez wyjazd. Opuściłam się też w pisaniu i outlinach, zatem muszę na nowo się rozkręcić. Myślę, że nie zajmie mi to dużo czasu. W tym tygodniu powinnam zacząć pisać artykuły, na jakieś super poważne tematy chyba. I ta powaga działa na moją niekorzyść, bo trochę onieśmiela. I dochodzi strach, że się nie spodoba. Nowe wyzwania trzeciego tygodnia to:

1) Sokratejska metoda, czyli rozmowa z samym sobą  i wymimaginowanym przeciwnikiem;
2) Nieustawanie w medytowaniu - jeszcze nie zaczęłam tego robić, bo nie umiem się za to zabrać;
3) Czytanie - ten punkt rozbawił mnie do łez, bo z książką to ja się nie rozstaję, ale może inni mają z tym problem, zwłaszcza jak się spojrzy na statystyki.

Póki co wracam do dzienników połączonych z pisaniem wolnym. Mam przygotowaną nawet listę dotyczącą pakowania się na wakacje z dziećmi, może wieczorem wrzucę jako podsumowanie naszej pierwszej wycieczki. Jak mąż da czas i sposobność, bo przecież sam też chce czytać.

Komentarze

  1. Bosze Ignaś z krótkimi włosami! Boję się tego widoku!
    A aprpos dyskusji to ja przepraszam ale też brałaś w niej udział czynny więc nie zwalaj wszystkiego na nas ;P
    No i niestety zapominam ciągle, że nie jesteście feministami i niewinna anegdotka może zamienić się w dyskusję. To niespecjalnie! ;___;

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, póki co jesteśmy szowinistami. A winną obarczam nie za dyskusję, w której brałam półczynny udział przez grzeczność, ale za sam fakt jej wywołania.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor