Kawo, moja przyjaciółko

Ostatni dzień pierwszego tygodnia. Pewnie od jutra dopiero się zacznie. Pisanie dziennika snów jest praktycznie niemożliwe, ponieważ sen zlewa się z jawą, gdy co kilka godzin ma się pobudkę.

Dziś Wszechświat uwziął się na mnie. Nic nie wychodzi tak, jakbym sobie tego życzyła. Nie wspomnę już o toczącym się prawie miesiąc remoncie balkonów. Zostawiłam otwarte okno w kuchni i wszystko mam w białym pyle. Nie będę też pisać o syfie, który ogarnął moje mieszkanie. Wychodzi na to, że jak ja nie posprzątam, to nikt inny też nie. Sama tego bałaganu nie robię, a już na pewno nie odpowiadam za butelki po piwie (ostatni alkohol wypiłam 15 sierpnia 2015 r., niedługo stukną trzy latka). Brud pokrywa dosłownie każdy milimetr kwadratowy podłogi oraz stołów i szafek. I jeszcze ten kurier! Jak to możliwe, że dwie paczki wyszły do dostarczenia o tej samej godzinie, a dotarły do paczkomatu z dwugodzinną różnicą? Oczywiście SMS-a dostałam akurat w momencie, w którym wchodziłam do domu z pierwszą paczką. Mogłam poczekać z odbiorem pierwszej, owszem. Tylko że wygadałam się Ignasiowi, że idziemy do paczkomatu, więc już nie było odwrotu.

No właśnie, Ignaś. Diabeł wcielony dzisiaj. Wspominałam, że wczoraj płakał długo za babcią. Nie wiem, co w niego dzisiaj wstąpiło. Złośliwy jest dla mnie od rana. Szarpie Gabrysię za włosy, ale to już raczej standard. Uparł się, że będzie wkładał czyste talerzyki do zmywarki, i z gołym tyłkiem oraz hasłem na ustach "Pomagam" faktycznie to robił, dopóki nie zatrzasnęłam szuflady. Oczywiście skomentował to nieziemsko głośnym rykiem. Następnie trochę się uspokoiwszy zaczął skakać po kanapie, chociaż mu zabroniłam. Nie pamiętam dokładnie, co ostatecznie wywołało u niego załamanie nerwowe, ale skończyło się to tak, że wyszczypał Gabrysię w oko. Właściwie to wiedziałam, że skończy się to jakąś formą agresji, niepotrzebnie szłam po kawę. Bo postanowiłam dzisiaj wypić przed wyjściem kawę, żeby lepiej się czuć.

Bo w tym całym zamęcie chodzi o to, żeby mieć kilka trwałych punktów, które trzymają nas na powierzchni. U jednej dziewczyny wyczytałam kiedyś, że ona, choćby nie wiem co, zawsze myje głowę. I gdy jej świat się wali, dzieci szaleją, mieszkanie tonie w okruchach bułek, ona sobie myśli: "Przynajmniej mam umyte włosy". I ja też wprowadzam ten pozytywny akcent do mojego dnia. Kiedyś pomagały mi zakupy. Wystarczył krótki wypad na miasto, by świat znów wracał do pionu. Niestety ostatnio przestało to działać. Nawet zakupy mnie nie cieszą. Na dzisiejszym spacerze nawet kawa przestawała powoli działać.

Spacery są bardzo ważne, ponieważ podczas nich dzieci są jakby odmienione. Takie grzeczne. Takie wychowane. Tak ładnie jedzą jabłka. w ogóle się nie przepychają i nie szarpią. Niestety po powrocie do domu wszystko zaczyna się od początku. Ignaś się dzisiaj na mnie zwyczajnie uwziął. Zasnął dopiero przed chwilą. Oczywiście, jak on zasypia, to Gabrysia momentalnie się budzi. Zatem ja nie śpię w ogóle. A zasnął dopiero, jak mu powiedziałam, że już za późno na spanie. Taki złośliwiec. I jeszcze wcześniej mnie wydrapał, chociaż wczoraj obcinałam mu pazury. A może to było w poniedziałek...?

A na koniec pan od wentylacji przyszedł, w trakcie powolnego procesu usypiania dzieci, gdy o nim zupełnie nie pamiętałam. Przyszedł w ten cały bajzel, okruchy buły w korytarzu zastawionym wózkami, makaron rozsypany w salonie, na podłodze książki, klocki, samochody, zeschnięty dżem na stole. Przyszedł i powiedział, że mam wyczyścić kratkę od wentylacji w kuchni. Żartowniś.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor