Pisanie dla pisania

Pisanie dla pisania chyba też ma sens, skoro pomaga uporządkować myśli. Już chyba wspominałam, że pisanie działa na mnie jak prysznic i kawa - podnosi ciśnienie i chęć do życia (i jak coś jeszcze, ale nie nazwę tego głośno). Dzisiaj nie obudziłam się bladym świtem i nie siadłam z tej okazji do komputera, przez co dzień trochę gorszy. Mój Pan Mąż z rana spytał mnie, czy jest coś nowego na blogu do przeczytania. Nawet ma uwagi do tekstów, co oznacza, że jednak to co mówię, ma według niego sens (jak mówię bezpośrednio rzadko dociera dalej niż do zewnętrznego ucha).

Z tego miejsca przepraszam za zwłokę z publikacją, jutro na pewno się nie poprawię, ponieważ ruszamy w podróż. Jakoś oboje nie czujemy tego wyjazdu. Jeszcze jesteśmy niespakowani. A ja zamiast pisać, walczę z ustawieniami bloggera. Chciałabym publikować posty jako MAMA-zaur i dodać ikonkę dinozaura. Tymczasem publikuję jako ja, a ikonkę wstawiłam zamiast zdjęcia. Mało profesjonalne rozwiązanie, ale na ślinę działa.

Od dwóch dni zapominam opowiedzieć historię, która wydarzyła mi się przy placu zabaw. Stałam przed placem z Ignasiem w wózku i kłóciliśmy się o to, czy wchodzimy, czy nie. Było już dosyć późno, ja oczy opuchnięte od płaczu, a on, że "plac pod domem" to nie ten ze statkiem (dwa dni później dowiedziałam się, że chodziło mu o ten pod piętnastką, faktycznie, też pod domem). Na placu zaś bawią się duże dzieci, takie w wieku szkolnym. W pewnym momencie z placu wychodzi chłopaczek i wita się:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - odpowiadam machinalnie i z grzeczności, żeby dzieciaka do bycia miłym nie zrazić. Chłopak idzie dalej, ale jednocześnie pyta:
- Zmęczona Pani jest? - a ja, myśląc o moich opuchniętych oczach i o tym, że zazwyczaj jak ktoś pyta, czy smutna jestem, ja machinalnie odpowiadam, że zmęczona i tym razem mówię:
- No trochę.
Chłopak idzie dalej, już jest za moimi plecami, a ja zapominam o nim, pochłonięta rozmową z upartym dwulatkiem. Nagle słyszę troskliwe, rzucone zza krzaka:
- To niech się Pani położy.
Kopara mi opadła. Uznałam to za akt troski, choć na zimno rozważam raczej pewien stopień bezczelności. Nie pozostało mi nic innego, jak odpowiedzieć mu "Dzięki" i zastosować się do rady.

Przez cały dzień przez moją głowę przelatują setki, a może i tysiące myśli. Już nie chcę wrzucać postów o niczym, chcę, żeby były o czymś. O czymś ważnym. Wczorajszy outline jest o sprzątaniu mieszkania - celowości i nieskończoności. Martwiłam się trochę, że taki nijaki, że taki pospolity, ale Ola przekonała mnie, że nikt nie chce czytać o rzeczach poważnych. Zachęcona więc wrzucam go tutaj, żeby się nie zgubił (dzisiaj robię burze mózgu na temat poważniejszy: Czy opieka nad dziećmi jest naprawdę taka trudna, czy to tylko ja sobie nie radzę?). 

PRAWDY OGÓLNE NA TEMAT SPRZĄTANIA MIESZKANIA I CZY DA SIĘTO ZROBIĆ SKUTECZNIE:

- najbrudniej zawsze jest w kuchni, zwłaszcza małej;
- jak posprzątasz podłogę, nagle robi się czysto;
- możesz zamiatać tę podłogę trzy razy dziennie, a i tak będzie brudna;
- w niektórych pokojach sprząta się częściej niż w innych;
- nie ma sensu myć okien, do których sięga dziecko (jedno jest oślinione, a drugie pomazane kredką, ale na co dzień jej nie widać, bo z drugiej strony zastawione jest deską, co by nikt nie wypadł);
- nie ma takiego miejsca, w które nie dałoby się schować klocków, szyszek, kasztanów (dzisiaj natknęłam się na coś miękkiego, pokurczonego i czerwonego, chyba starą marchewkę);
- książeczki wędrują po całym mieszkaniu jak boomerangi, ale przynajmniej znać, że Ignaś lubi czytać (już rozpoznaje literki na blokach, np. M jak MAMA, B jak BABA, D jak DZIADZIA, C jak CIOCIA i N jak NATALIA);
- najgorszy bałagan jest zawsze na stolikach, na których jedzą dzieci,
- trzeba sprzątać po sobie od razu, choć to niemożliwe (np. po posiłku ze stołu, a talerze do zmywarki wkładać, a nie zostawiać na blacie, a butelki po piwie do śmietnika, a nie na parapet);
- nigdy, nie, ZAWSZE jak chcesz zrobić kawę, sitko jest brudne;
- łazienki tak szybko się brudzą;
- nie wiadomo kiedy śmieci się napełniają, a recykling generuje więcej koszów na śmieci;
- ubranka dziecięce bardzo szybko się brudzą, więc nie ma sensu składać suszarki;
- jest sens składać suszarkę, żeby mieć więcej miejsca w pokoju;
- kurzu nie widać na jasnych meblach, ale okruchy na jasnej podłodze już tak;
- nie odkładaj niczego na miejsce, bo już nigdy tego nie znajdziesz;
- sprzątanie nie zawsze pomaga w odnalezieniu zagubionych rzeczy;
- podobno jak dzieci są starsze, mieszkanie brudzi się mniej;
- ile byś nie sprzątała i tak zaraz będzie brudno.

Chyba trochę źle robię te outline'y, ale przynajmniej ćwiczę burzę mózgów.
Shout me loud, mój stwórca, zaleca w tym tygodniu naukę zasad gramatyki. Angielskiej. Chyba skorzystam z linków, bo polską i tak znam (przynajmniej powinnam po skończonej filologii).

Mój mąż ma życzenie zagrać dzisiaj na kompie - hahaha. Może doczyta i pomyśli o laptopie (dla mnie, nie dla niego).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor