Przystanek Strzegom

Łoo Matko i Córko, i Synu, i Mężu! Zawsze się zastanawiałam, co ja zrobię, jak mi auto na drodze stanie, no i dzisiaj mogłam się przekonać. Na szczęście stanęło na bocznej drodze, jakieś 200 metrów od parkingu. I całe szczęście, że w Strzegomiu mieszka Marzena, i że jej mąż ma znajomego mechanika, który spojrzał na naszą Merivkę, mimo że zamknął już zakład. Ostatecznie niczego nie naprawiał, bo auto w magiczny sposób odpaliło. Chyba filtr paliwa i pompa paliwowa do wymiany. Niestety od ręki nie zrobił, bo nie miał części. A że orzekł, iż auto sprawne, z duszą na ramieniu ruszyliśmy w dalszą drogę.

Dawno się tak nie stresowałam podczas jazdy, jak dzisiaj. A stres nie działa dobrze na kierowcę. Zostały nam jednak 74 km, więc zaryzykowałam. W pewnym momencie auto zaczęło trochę wariować i dusić się, gdy wbiłam piąty bieg, na szczęście uspokoiło się, gdy wróciłam na czwórkę.

Jakby wrażeń było nam mało, trafiliśmy na jednym odcinku drogi, 14 km od celu podróży, na malowanie pasa środkowego. Samo w sobie nie byłoby to tragiczne, gdyby nie wielki traktor przed nami. Nasze auto styrane po 300 km drogi, moc silnika słabnie, a my maksymalnie 20 na godzinę, bo wyprzedzić nie ma jak. Raz, że kręte drogi, dwa, że pachołki poustawiane.

Na sam koniec podróży trochę pobłądziliśmy przy wjeździe do Szklarskiej, ale to nam wyszło na dobre, bo trafiliśmy akurat na tą ulicę, na którą chciałam.

Ostatnim wyzwaniem było podjechanie pod sam pensjonat, bo góra wielka i stroma. W pewnym momencie miałam wrażenie, że się sturlamy w dół, prosto w jakąś przepaść, a przynajmniej komuś do ogródka. Ale Meriva Waleczna dała radę. Jutro w nagrodę zabieramy ją do warsztatu, na szczęście za płotem, bo dalej to ja na pewno nigdzie nie jadę. Nie wiem, czy drogi powrotnej nie podzielę na dwa dni, alw to musiałabym na krzywy ryjek do rodziny się wprosić. Na szczęście bliskiej.

Niestety nie powstał dzisiaj nowy outline, a wczorajszego nie chce mi się już przepisywać. Będzie niespodzianka w przyszłym tygodniu dzięki temu. Te ostatnie kilometry przetrwałam tylko dzięki temu, że planowałam, jak opiszę to na blogu.

Komentarze

  1. Sporo szczęścia w nieszczęściu. Teraz będzie już tylko lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki jest plan, zwłaszcza, że nie zamierzam się stąd nigdzie ruszać 😂 no, przynajmniej do piątku 😉

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor