Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2018

Nowa maleńka miłość

Do Poznania dotarła okropna wichura. Ja boję się o moje wrzosy, a raczej o to, że je wiatr zdmuchnie komuś na szybę. Paweł z kolei boi się o rusztowania ustawione przy balkonach, że wybiją nam okna. I o mnie się boi, dlatego kategorycznie zabronił mi wychodzić na balkon i ratować wrzosy. W naszej rodzinie pojawił się wczoraj nowy malutki chłopczyk, któremu ślę pozdrowienia i cieplutkie uściski. Babcia poleciała dzisiaj pomóc tam trochę i już za nią tęsknimy. Nie powiem, jakie zajęcie znalazłam sobie, żeby zapełnić pustkę w moim sercu, bo mąż mnie z domu więcej nie wypuści, a przynajmniej nie z portfelem. Dodam tylko, że jak zwykle nie udało mi się w dzień odespać ciężkiej nocy. Ignaś nadal panikuje podczas rozstań w żłobku. Gabrysia też, ale krócej. Podobno ciocie wsadzają ją w huśtawkę i tak szybko się uspokaja. Ciocia Ania powiedziała nawet, że Gabrysia to żłobkowe dziecko. Ma tylko problem z zasypianiem, bo nie ma żadnego zastępstwa za moją pierś - ani smoka, ani butelki, ani na

W moim mieszkaniu jest za czysto

Ciężka noc za nami - najpierw Gabrysia budziła się co chwilę i nie chciała się uspokoić inaczej, jak w moich ramionach, a jak już w końcu usnęła, o w pół do czwartej obudził się Ignaś z misją, że on chce na dwór. Zamiast tłumaczyć mu, że przecież jest za wcześnie i ciemno w dodatku, wzięłam go do kuchni, posadziłam na blacie i dałam mu płatki. Jadł i patrzył, jak robię owsiankę. Potem chwilę spędziliśmy w łazience, bo bolał go brzuszek, a następnie, gdy już myślałam, że może położy się koło mnie na kanapie, on usiadł przy stole i zażądał owsianki. O piątej rano. Oczywiście w międzyczasie Gabrysia zdążyła się kolejny raz obudzić, jednak zasnęła w końcu podczas karmienia. Ignaś tymczasem skończył jeść i poszedł położyć się koło babci. Jak tam zajrzałam, przeglądał sobie książkę. Z relacji babci wynika, że po chwili przytulił się do niej i zasnął. Bez krzyków. Gabrysia za to nad ranem prawie mi z kanapy zleciała, bo przelazła przeze mnie i chyba nie spodziewała się, że będzie tak

Moje wrzosowisko

Obraz
Urządziłam sobie na balkonie małe wrzosowisko. Zamarzyło mi się w pierwszy żłobkowy czwartek, czyli nieco ponad tydzień temu, a już w weekend zagościło w moim domu. Teraz planuję poszerzyć je o jeszcze jedną doniczkę z takim wiszącym ładnym zielonym, chyba bluszczem. Jutro po odstawieniu dzieci do żłobka zajedziemy z mamą do ogrodniczego, gdzie może uda nam się coś ładnego wybrać. Przynajmniej taki mamy plan. Moim wrzosom brakuje trochę ziemi w doniczce, ale nie uskarżają się na to zbytnio. Moje wrzosowisko       Jutro mamy również w planach wizytę w lumpeksie. Chciałyśmy dzisiaj, ale już nie zdążymy. Sprzeniewierzyłam dany mi czas na odgruzowanie mieszkania. Zajęło mi to jakieś trzy godziny, więc ani nie odpoczęłam specjalnie, ani się też nie rozerwałam. W międzyczasie z niespodziewaną wizytą wpadł pan z administracji, ten co będzie wodomierze wymieniał, i orzekł, że dziura w ścianie jest za wąska. Gdzie on był, kiedy tę dziurę robiliśmy rok temu podczas remontu? Chciał

Nowe hobby

Przymierzam się powoli do zakupu maszyny do szycia. Znalazłam już nawet pierwszy projekt, jakiego chętnie bym się podjęła. Problem z maszyną jest taki, że delikatnie doskwiera mi jej brak, bo chętnie bym przy niej posiedziała. A to firanki bym podwinęła, a to zrobiła sukienkę dla Kici Koci... Jest to jednak inwestycja zbyt droga dla samego hobby. Po co ma się kurzyć przez większość czasu, skoro ja tylko sporadycznie zamierzam po nią sięgać? Jest to rodzaj obsesji, które co raz częściej mnie nachodzą. Ostatnio walczę z pragnieniem posiadania balerinek Melisek. Tych oryginalnych, z Brazylii. Traf chciał, że akurat moja siostra spędza tam upojne chwile i ma sklep obuwniczy pod nosem. Trochę ją nakręciłam na te buty, ale ona po kilku dniach ochłonęła i zaczęła poddawać w wątpliwość potrzebę posiadania brokatowych balerinek. Żeby nie było, wcześniej dla zachęty opisała mi je jako "chmurkę otulającą stopy". Problem polega na tym, że w Poznaniu ciężko je przymierzyć, a w ciemno ta

Nie wszystko musi być idealne

To hasło jest moim nowym motto i powtarzam je jak mantrę, zwłaszcza gdy odkrywam, że dopiero co posprzątana przeze mnie podłoga jest znowu cała w okruchach. Albo gdy zamiast szorować wannę oglądam nowy odcinek "The Crown". Albo gdy minutę przed wyjściem z domu odkrywam, że nogawki moich spodni są brudne. Nie wszystko musi być idealne - tak powiedziała mi mama, żebym wreszcie przestała się spinać i trochę wyluzowała, bo inaczej na pewno oszaleję, a kto wtedy zajmie się moimi dziećmi??? Luzuję więc trochę i korzystając z okazji, że wszyscy śpią, obiad zrobiony, a ja i tak muszę czekać na "pana-instalatora-mebli", spóźnionego jakieś dwa tygodnie, siadam przed komputerem, aby podsumować ostatni tydzień. A ileż wydarzyło się przez ten ostatni tydzień! Dopadło nas straszne choróbsko i trzyma do dziś, choć już słabiej. Ale po kolei. Ignaś jednak nie wrócił w piątek do żłobka. Zamiast tego odwiedziliśmy jego "panią doktor kochaną", ponieważ jego katar się nasi

Słomiana matka - dzień pierwszy

Jako słomiana matka powinnam cieszyć się wolnością. Jednak najwyraźniej nie umiem. Czuję, że zmarnowałam dzisiejszy dzień, bo ani nie zrobiłam nic konstruktywnego, ani porządnie nie odpoczęłam. Zamiast nadrabiać seriale, smażyłam kotlety mielone. Jakieś pół godziny sprzeniewierzyłam na Facebooku, a potem w biegu zamiatałam i myłam podłogi, żeby nie było, że nic nie robiłam cały dzień. Doprowadziłam też prawie do stłuczki, bo musiałam zmienić pas w związku z pracami remontowymi w okolicach Niestachowskiej i naprawdę myślałam, że pan mnie wpuszcza. Na szczęście nikomu nic się nie stało, tylko panu trochę ciśnienie podniosłam z rana. A wszystko przez ten żłobek. Odwieźliśmy dzieci autem (poszło szybciej i sprawniej, niż na piechotę), a potem podrzuciłam męża do pracy (przynajmniej wiem, o której zaczął Pan Nadgodzinka), ponieważ stamtąd miałam dwa kroki do Auchan (chciałam zrobić zapas owoców suszonych). Serca nam się krajały przy pożegnaniu z dziećmi, jednak według instrukcji nie przed

Adaptacja w żłobku

Wczoraj było ciężko. Pierwszy raz w życiu zabrakło mi słów. Nie mogłam odnaleźć się w nowej sytuacji. Ciężko było mi kreatywnie myśleć. Nawet podjęcie decyzji o zakupie kapci dla Gabrysi wydawało się niemożliwe. Byłam załamana wizją rozłąki z moimi dziećmi. Załamana do tego stopnia, że nie potrafiłam chwilami ruszyć się z miejsca. Jeszcze wczoraj nie potrafiłam nic napisać, bo sama nie wiedziałam, co właściwie mam do powiedzenia. Biłam się z myślami, nie mogąc zdecydować, czy oddawanie dzieci wiąże się z egoizmem, czy raczej zatrzymanie ich przy sobie. Ale dzisiaj wstał nowy dzień, lepszy. Udało nam się w miarę szybko zebrać (7:30!), co nie znaczy wcale, że udało nam się szybko wyjść i się nie spóźnić. Pod tym względem jesteśmy nie uleczalni. Ósma rano nogdy nie była dla mnie dobrą godziną do wstawania. Nawet w szkole średniej wolałam wychodzić na dziewiątą. Tymczasem jesteśmy w trakcie ostatniego dnia adaptacji. Nadaję do was z drugiego piętra żłobka, gdzie przyglądam się, jak sobie

Dziecko w aucie

Wczoraj przyglądałam się przez okno, jak sąsiad pakował samochód. Całkiem nieźle mu to szło, nie powiem. Zaczął od wózka, po czym przestawił sobie auto pod blok, żeby walizek daleko nie nosić. Mądrze. Też tak robię. Wyglądało na to, że idzie mu lepie to pakowanie niż mi, ale on miał dłuższe auto. Zasugerowałam nawet Pawłowi, że gdybyśmy też mieli taki duży bagażnik, to byśmy bez problemów mieścili nasze rzeczy, on jednak ze stoickim spokojem odparł, że wtedy już w ogóle miałabym problemy z parkowaniem. Wracając do sąsiada. W pewnym momencie zszedł na dół z trzyletnim może synem, więc pomyślałam, że może jest z nim sam. Ależ on dzielny, tak sobie sam radzi z pakowaniem i dzieckiem. Zaraz potem przyszło mi do głowy, że przecież gdyby był sam, oznaczałoby, że syn też sam siedzi w mieszkaniu, podczas gdy jego tata pakuje auto. I bądź tu mądry człowieku - lepiej zostawić dziecko samo w mieszkaniu i szybko spakować samochód, czy może chodzić z maluchem pod ręką i bagażami, ale wydłużyć cza