Adaptacja w żłobku

Wczoraj było ciężko. Pierwszy raz w życiu zabrakło mi słów. Nie mogłam odnaleźć się w nowej sytuacji. Ciężko było mi kreatywnie myśleć. Nawet podjęcie decyzji o zakupie kapci dla Gabrysi wydawało się niemożliwe. Byłam załamana wizją rozłąki z moimi dziećmi. Załamana do tego stopnia, że nie potrafiłam chwilami ruszyć się z miejsca. Jeszcze wczoraj nie potrafiłam nic napisać, bo sama nie wiedziałam, co właściwie mam do powiedzenia. Biłam się z myślami, nie mogąc zdecydować, czy oddawanie dzieci wiąże się z egoizmem, czy raczej zatrzymanie ich przy sobie.

Ale dzisiaj wstał nowy dzień, lepszy. Udało nam się w miarę szybko zebrać (7:30!), co nie znaczy wcale, że udało nam się szybko wyjść i się nie spóźnić. Pod tym względem jesteśmy nie uleczalni. Ósma rano nogdy nie była dla mnie dobrą godziną do wstawania. Nawet w szkole średniej wolałam wychodzić na dziewiątą.

Tymczasem jesteśmy w trakcie ostatniego dnia adaptacji. Nadaję do was z drugiego piętra żłobka, gdzie przyglądam się, jak sobie radzi w grupie mój uparty syn. Przyszliśmy znacznie wcześniej, żeby Ignaś zdążył się oswoić z miejscem oraz mógł się swobodnie pobawić zabawkami. Wczoraj przyszedł później i musiał od razu zacząć tańczyć z dziećmi, co wywołało u niego atak histerii na dwadzieścia minut. Ale pierwszego dnia był zachwycony nowym miejscem i nawet został dłużej na zupę. Poza tym jest bardzo uparty i koniecznie chce robić rzeczy po swojemu. Trochę mi się serce ściska, jak widzę, że jego prośby nie są spełniane, ale wiem, że tak jest lepiej. Dla nas też.

Bardziej martwię się o Gabrysię, ponieważ ciągle jest na piersi. Mam nadzieję, że zacznie porządnie jeść dzięki tej całej przygodzie. Dzisiaj Paweł z nią jest, może to trochę rozjaśni naszą sytuację. Inaczej jest, kiedy rodzice nie mają wyjścia i dzieci muszą się przyzwyczaić. Ja natomiast otrzymałam nową możliwość, która zamiast mnie uspokoić, przewróciła do góry nogami wszystkie wcześniejsze plany. Paweł dojrzał bowiem do myśli, że może Gabrysia jest jednak za mała na taką rozłąkę. Sama nie wiem, czy lepiej dla niej będzie powoli przyzwyczajać ją do mojej nieobecności, czy może przeciągnąć moment rozstania. Myślę, że nie ma na to dobrej odpowiedzi. Póki co będzie po prostu przebywać w żłobku krócej, tak, abym mogła trochę zregenerować siły.

Przy okazji doszliśmy z Pawłem do wniosku, że jak będzie ze mną odprowadzał dzieci, to będzie też szybciej wychodził do pracy. Może nawet go czasem odwiozę...? Doprawdy nie wiem, jak będę odprowadzać sama jednocześnie dwójkę dzieci na dwa różne piętra. Tak miło było mieć powód, żeby wstać wcześniej z łóżka i wyjść z domu w jakimś innym celu niż spacer i zakupy. Jeszcze wczoraj moją największą ambicją było wysprzątać mieszkanie. Dzisiaj poczułam, że chodzi o coś więcej. Nie chcę na razie rozbudzać w sobie większych ambicji i robić planów długoterminowych, bo jak nic z nich nie wyjdzie, będzie mi ciężej z nich zrezygnować.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kolejnej wiosny łyk

Spod chmurki

Soraski