Słomiana matka - dzień pierwszy

Jako słomiana matka powinnam cieszyć się wolnością. Jednak najwyraźniej nie umiem. Czuję, że zmarnowałam dzisiejszy dzień, bo ani nie zrobiłam nic konstruktywnego, ani porządnie nie odpoczęłam. Zamiast nadrabiać seriale, smażyłam kotlety mielone. Jakieś pół godziny sprzeniewierzyłam na Facebooku, a potem w biegu zamiatałam i myłam podłogi, żeby nie było, że nic nie robiłam cały dzień. Doprowadziłam też prawie do stłuczki, bo musiałam zmienić pas w związku z pracami remontowymi w okolicach Niestachowskiej i naprawdę myślałam, że pan mnie wpuszcza. Na szczęście nikomu nic się nie stało, tylko panu trochę ciśnienie podniosłam z rana.

A wszystko przez ten żłobek. Odwieźliśmy dzieci autem (poszło szybciej i sprawniej, niż na piechotę), a potem podrzuciłam męża do pracy (przynajmniej wiem, o której zaczął Pan Nadgodzinka), ponieważ stamtąd miałam dwa kroki do Auchan (chciałam zrobić zapas owoców suszonych). Serca nam się krajały przy pożegnaniu z dziećmi, jednak według instrukcji nie przedłużaliśmy momentu rozstania.

Panie (jak mnie mierzi określenie "ciocie", nie mogę jakoś tego przełknąć) nie mydliły mi oczu, gdy po czternastej przyszłam odebrać moje Skarby. Za równo Ignaś, jak i Gabrysia mieli ciężki dzień. Gabrysia na początku nawet ładnie się bawiła wśród starszych dzieci, jednak gdy tylko znalazła się w swojej sali, zaczęła płakać tak jak inne maluchy. Do południa było źle, a potem zasnęła. Z tego wniosek, że pewnie zmęczona była. Za to zjadła ładnie zupę oraz słoiczek (a ja głupia myślałam, że ona tego nie lubi). Zaniosę dla niej jutro kaszkę na mleku, to może i to zacznie jeść. Cały dzień czekałam, aż panie zadzwonią po mnie, żebym przyszła ją nakarmić cycem (mój syn w tym miejscu powiedziałby: "Mamo, ty się pomyliłaś, cycki ma krowa, ty masz piersi"), jednak nic takiego się nie stało. Gdy przyszłam ją odebrać, bujała się na huśtawce w ogródku.

Ignaś natomiast miał małe kryzysy, ale już nie rzucał się na podłogę w ubikacji, gdy przyszła pora sikania. Cały dzień męczył go katar (pewnie zaraził się od Jurka) i nie bardzo chciał jeść zupę, za to drugie danie zjadł ładnie. Miał też problem z zaśnięciem, ale jak dostał chusteczkę i potrzymał ciocię Karolinę za rękę, szybko zasnął. Okazuje się, że przyszłam po niego za wcześnie, bo nie chciał jeszcze wychodzić. I na nic zdały się zapewnienia, że jutro też przyjdziemy.

Oboje sprawiali wrażenie osowiałych, jednak potem humory im wróciły. Chciałam nawet w drodze do domu trochę posiedzieć z nimi na placu zabaw, jednak Ignaś zawołał kupę, więc wracaliśmy na sygnale. Już trzeci dzień z rzędu! Wczoraj zachciało mu się w galerii handlowej, ale daliśmy radę.

Tak na marginesie, dzisiaj przypada nasza czwarta rocznica ślubu - najlepsze życzenia Skarbie.

Komentarze

  1. Naprawdę Ignaś tak ładnie mówi o piersiach? Czuję w tym swój udział <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kolejnej wiosny łyk

Spod chmurki

Soraski