Ależ ja was rozpieszczam...

I siebie też. Tyle dobroci dawno nie dostałam od moich maleństw kochanych. Śpią właśnie, ale ciii, niech to chwilę jeszcze potrwa. W pierwszej kolejności zrobiłam herbatę, następnie zajrzałam do was. Nawet się nie przebrałam w domowe ciuchy i stanik mnie teraz uwiera. Trzeba mieć priorytety, jak się ma mało czasu dla siebie. To się niedługo pewnie zmieni, chociaż już z tęsknoty najchętniej zrezygnowałabym ze żłobka dla Gabrysi. Ale nie można być aż takim egoistą i zabierać dziecku możliwości na rozwój.

Super, Ignaś się obudził. On to chyba robi mi na złość. Ale mam za swoje, mogłam nie tracić czasu na przeglądanie nowego katalogu Ikei (no tak, nie wspomniałam o tym, ale się wydało - te katalogi to moja ulubiona lektura, Paweł nie jest tym zachwycony i chyba specjalnie zamyka mi je, abym nie wiedziała, na której stronie skończyłam czytać). I mogłam nie pisać magicznych słów o śpiących dzieciach. I mogłam nie robić planów na najbliższe dwie godziny. Zamiast pisać, muszę leżeć koło zakatarzonego dwulatka, który bardzo ciężko dyszy... Niech już lepiej idą do tego żłobka.

Chciałam tylko napisać, że mężczyźni to jednak mają lepiej. Wczoraj uzyskałam na to niezbity dowód. Otóż od dłuższego czasu próbowałam dodzwonić się do lekarza, żeby zapisać Gabrysię na ostatnie (mam nadzieję) badanie bioderek. Linia wiecznie była zajęta, a moje prośby, żeby Paweł to zrobił, spływały po nim jak po kaczce. Wczoraj doszłam już do momentu, w którym chciałam zapisać się na wizytę online (wygodnie i szybko). Problemy zaczęły piętrzyć się już przy rejestracji konta, bo nie byłam pewna, czyje dane podać - moje, bo to ja zakładam konto, czy dziecka, dla którego chcę umówić wizytę? Na szczęście obyło się bez rozwiązywania tego dramatu, gdyż Paweł wziął telefon do ręki (OK, on się z nim praktycznie nie rozstaje, chyba że ja do niego dzwonię - ale to też się powoli zmienia, bo ostatnich kilka telefonów ode mnie odebrał niemalże od razu), wybrał numer i się dodzwonił. Zwyczajnie czy magicznie, Pani z recepcji odebrała telefon.

Nie wiem, jak to się dzieje, że Pawłowi wszystko tak łatwo przychodzi? Ostatnio jak sprzątałam klocki z podłogi wpadłam na genialny w moim odczuciu pomysł, żeby następnym razem rozłożyć pod dziećmi prześcieradło dla łatwiejszego później sprzątania. Podzieliłam się błyskotliwą myślą z moim mężem, na co on odparł, że oni to zawsze bawili się na kocu. Rozumiecie, zawsze. Skoro faceci są tacy mądrzy, czemu sami się wszystkim nie zajmują? Czekają tylko, żeby wyskoczyć ze swoimi oczywistościami jak królik z kapelusza, na które my (a przynajmniej ja jedna), żeby wpaść, pracujemy w pocie czoła długie dni. Tych przykładów można mnożyć, jednak mój dwulatek znalazł właśnie zakopane przed wiekami stare puzzle, którymi chyba będę musiała się z nim teraz pobawić.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor