Starocie klamocie
Wczoraj po przebudzeniu ogarnęła mnie trwoga, ponieważ zobaczyłam moją córkę na podłodze. Siedziała sobie na materacu pod łóżkiem i zacieszała mordkę. Wszystko niby okey, tylko jak ona się tam znalazła??? Co prawda uczę ją od jakiegoś czasu schodzenia z mebli tyłem, ale póki co bezskutecznie. Przeszło mi przez myśl, że może mam genialne dziecko, takie co słucha się mamusi i że nauka nie poszła w las. Zagadka jednak rozwiązała się w ciągu godziny. Moje przypuszczenia o zdolnościach nadprzyrodzonych Gabrysi szybko się rozwiały, gdy zobaczyłam na własne oczy, jak mała daje nura na ten materac i rozpłaszcza sobie na nim twarz. Chyba w bezpieczny sposób.
Dzisiaj trochę bardziej powiało grozą, ponieważ z łazienki usłyszałam radosny chichot (tak, zostawiłam na chwilę śpiące niemowlę na łóżku zupełnie samo, nieprzypięte do niczego), a gdy chwilę później zajrzałam do pokoju, Gabrysia z radością forsowała moją barykadę z kołdry. Oczywiście głową w dół. I na materac, całe szczęście.
A widać po niej, że już wszystko rozumie. Ostatnio chodziła za mną po całym mieszkaniu, gdy ją wołałam. Wyglądaliśmy jak rodzina kaczek: ja, Ignaś i Gabrysia, wszyscy w idealnym kaczym rządku podczas wykonywania porannych czynności.
Dzisiaj trochę bardziej powiało grozą, ponieważ z łazienki usłyszałam radosny chichot (tak, zostawiłam na chwilę śpiące niemowlę na łóżku zupełnie samo, nieprzypięte do niczego), a gdy chwilę później zajrzałam do pokoju, Gabrysia z radością forsowała moją barykadę z kołdry. Oczywiście głową w dół. I na materac, całe szczęście.
A widać po niej, że już wszystko rozumie. Ostatnio chodziła za mną po całym mieszkaniu, gdy ją wołałam. Wyglądaliśmy jak rodzina kaczek: ja, Ignaś i Gabrysia, wszyscy w idealnym kaczym rządku podczas wykonywania porannych czynności.
Kilka dni temu odgrzebaliśmy z synem kartony zawierające stare zabawki z mojego dzieciństwa. Szukaliśmy na gwałt klocków, bo jego zostały u babci Jasi, a on zażyczył ich sobie teraz, zaraz, już. Był nawet gotowy jechać do Karnic po nie (albo iść piechotą...?). Na szczęście trzeźwość mojego umysłu zwyciężyła w starciu z dwulatkiem (bo komu by się chciało te dwadzieścia kilometrów w jedną stronę...?).
Przy okazji poszukiwań klocków natrafiliśmy na karton pełen pluszaków. Były tam owieczki z mojej kolekcji (tak, kolekcjonowałam pluszowe owce), mały bernardyn, różowy królik i wiele, wiele innych. Największą atrakcją był chyba małpo-hipopotam, własność Julki (czary-mary i małpa zmienia się w hipopotama, a potem czary-mary i znowu w małpę). W drugim kartonie znalazły się lalki Barbie (uf, jednak będę miała je komu przekazać) oraz cała szafa ciuchów dla nich. Część z nich uszyłyśmy z Olą same. Na przykład taki wyczesany dżinsowy płaszcz z futrzanym kołnierzem i trzema ogromnymi guzikami (jak znalazł na aktualną pogodę):
Najlepszy płaszcz zrobiłam jednak dla lalki Julki, na maszynie, taki w biało-czarne pasy.
Wczoraj wydarzył się poniedziałek. I w poniedziałek mój syn postanowił, że wyjdzie na dwór nago. Przez półtorej godziny tłumaczyłam mu, że to niezgodne z prawem. Korzystając z okazji, że jego siostra śpi na dworze (ona oraz babcia nie protestowały przy ubieraniu się), Ignaś pobawił się kolejny raz małymi klockami mamusi. W międzyczasie skończyłam robić łeb Kici Koci. Nawet przypomina oryginał. Dzisiaj zabrałam się za tułów. Ignaś jak tylko widzi, że wyciągam szydełko, zaczyna swoje: "Mama nie rób Kici Koci", albo: "Ja chcę zieloną Kicię Kocię". Potem dodaje: "Najpierw białą, a potem zieloną".
Nie polecam w gniewie rzucać kartonem małych klocków. Zwłaszcza jak ma się w domu niemowlę wpychające wszystko do buzi i poruszające się z prędkością małej torpedy. Chciał nie chciał, będzie trzeba to potem wszystko wydłubywać z dywanu (dobrze, że mama nie gustuje w tych długowłosych dywanach, takich niby perskich), a rozładowanie napięcia spowodowanego przedłużającym się grymaszeniem dziecka stęsknionego za ojcem nie jest tego warte.
Wtorek na szczęście zaczął się lepiej, może dlatego, że na wsi. Tu jest więcej powietrza, i nawet w domu można wytrzymać trzydziestostopniowy upał. A po kawie i ibupromie każdemu robi się lepiej. Zwłaszcza pod wieczór, kiedy chłodniej.
Mój syn błysnął dziś intelektem podczas kłótni o zmianę pieluchy (on nie chce czystej, on chce chodzić w brudnej). Babcia rzuciła, że jest cała mokra od tego upału, a Ignaś dodał: "I nabita" (miał oczywiście na myśli pieluchę, ale żart mu się udał).
Sesja zdjęciowa Cindy
(wieki temu pofarbowałam jej włosy pomarańczową sproszkowaną kredką, dlatego jest ruda)
Najlepszy płaszcz zrobiłam jednak dla lalki Julki, na maszynie, taki w biało-czarne pasy.
Wczoraj wydarzył się poniedziałek. I w poniedziałek mój syn postanowił, że wyjdzie na dwór nago. Przez półtorej godziny tłumaczyłam mu, że to niezgodne z prawem. Korzystając z okazji, że jego siostra śpi na dworze (ona oraz babcia nie protestowały przy ubieraniu się), Ignaś pobawił się kolejny raz małymi klockami mamusi. W międzyczasie skończyłam robić łeb Kici Koci. Nawet przypomina oryginał. Dzisiaj zabrałam się za tułów. Ignaś jak tylko widzi, że wyciągam szydełko, zaczyna swoje: "Mama nie rób Kici Koci", albo: "Ja chcę zieloną Kicię Kocię". Potem dodaje: "Najpierw białą, a potem zieloną".
Nie polecam w gniewie rzucać kartonem małych klocków. Zwłaszcza jak ma się w domu niemowlę wpychające wszystko do buzi i poruszające się z prędkością małej torpedy. Chciał nie chciał, będzie trzeba to potem wszystko wydłubywać z dywanu (dobrze, że mama nie gustuje w tych długowłosych dywanach, takich niby perskich), a rozładowanie napięcia spowodowanego przedłużającym się grymaszeniem dziecka stęsknionego za ojcem nie jest tego warte.
Wtorek na szczęście zaczął się lepiej, może dlatego, że na wsi. Tu jest więcej powietrza, i nawet w domu można wytrzymać trzydziestostopniowy upał. A po kawie i ibupromie każdemu robi się lepiej. Zwłaszcza pod wieczór, kiedy chłodniej.
Mój syn błysnął dziś intelektem podczas kłótni o zmianę pieluchy (on nie chce czystej, on chce chodzić w brudnej). Babcia rzuciła, że jest cała mokra od tego upału, a Ignaś dodał: "I nabita" (miał oczywiście na myśli pieluchę, ale żart mu się udał).
Komentarze
Prześlij komentarz