Bajki nie takie znowu straszne

Dzisiaj, gdy uspokajałam Gabrysię, zaczęłam jej instynktownie śpiewać piosenkę, której nauczyłam się w dzieciństwie. I nie była to żadna kołysanka, których znam niewiele. Ileż z resztą razy można w kółko śpiewać to samo. Instynktownie sięgnęłam po piosenkę z bajki, którą obejrzałam z milion razy. Nie muszę znać tekstu, nucę samą melodię, która zamieszkała w moim sercu całe wieki temu. Piosenki z bajek Disneya są po prostu piękne i ponadczasowe.

Jeśli miałabym wybrać moją ulubioną bajkę, to pierwsza do głowy przychodzi mi "Mała Syrenka" i piosenka "Part of that world...". Następny na liście jest "Alladyn" i "A whole new world", zaraz po nim "Król lew"... Był jeszcze "Herkules" i pięć Muz, które sławiły herosa. Z siostrami zawsze zamawiałyśmy sobie, która z nas, jest którą Muzą. Długo by tak wymieniać...

Ostatnio brałam udział w dyskusji, jak to księżniczki Disneya psują małe dziewczynki i w ogóle absolutnie nie można im tych bajek puszczać. Blogerka rozpisywała się dość nieudolnie na ten temat, a ja tylko śmiałam się do łez. Bo przecież to nic złego, że każda z nas kiedyś chciała zostać księżniczką. Ale nie sądzę, żeby większość liczyła na to, że jest taki zawód, i to jeszcze dostępny dla każdego. Owszem, niektórym szczęściarom się trafi.

Tyle się czyta o złym wpływie telewizji na umysł małego dziecka. Zgadzam się z tym, oczywiście. Ale czasem bez tego jest po prostu trudniej. A tak dziecko znika na tych kilka minut, kiedy to samo przełącza sobie kanały pilotem. I wiem dobrze, że te bajki, na które Ignaś trafia, nie są mądre. Jeszcze zanim się urodził, obiecałam sobie, że żadnych telefonów, żadnych gier, a jak bajki, to tylko po angielsku, żeby maluch uczył się przynajmniej języka. Rzeczywistość jak zwykle dała mi popalić. Ostatecznie musiałam zaprzyjaźnić się ze Świnką Pepą, Dinem i Diną oraz licznymi tramwajami i pociągami. Mój syn mógłby godzinami oglądać na youtubie jeżdżące w kółko tramwaje. Jedyna pociecha w tym, że zna już ładnie cyferki i kolory, chociaż wątpię, aby była to zasługa Dina.

Grunt to mądrze wybierać. Jak syn poprosił mnie kiedyś o bajkę z białym hauem, od razu pomyślałam o Reksiu. Nie był to ten pies, którego Ignaś chciał oglądać, jednak nie protestował, gdyż zgadzał się z zamówieniem. Czasem uda mi się wcisnąć mu Bolka i Lolka. Niestety, nie chce oglądać Wilka i zająca. My miałyśmy całą kasetę o Wilku i zającu, po rosyjsku. Kiedyś widziałam z polskim dubbingiem, ale nie dało się tego oglądać. Nie wiem w sumie, po co tu podkładać głosy po polsku, skoro te zwierzęta mówią tylko dwa zdania:
- Zajeeeeeeeeec, ty mienia słyszysz?
- Słyszu, słyszu.
I jeszcze kultowe: Nu pagadi!

I grunt to mieć silną wolę przy wyłączaniu telewizora o ustalonym czasie, z nastawieniem na piekło, które zaraz po tym nastąpi. Niezła pomoc, nie ma co.

Myślę, że te wszystkie obejrzane przeze mnie bajki dały mi podwaliny do opowiadania dzieciom ciekawych historii. Nie wiem, czy będą chciały je kiedyś ze mną obejrzeć. Jak nie, zawsze mogę to zrobić z moją siostrą, jak za dawnych lat.

Komentarze

  1. I ta fenomenalna półka uginająca się od kaset z bajkami Disneya - niezmiennie budzi we mnie zazdrość.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor