Moje dzieci na wsi

Wiejskie życie

Moje małe mieszczuchy świetnie bawią się na wsi. Nawet mimo deszczu spacer nam się udał. Gabrysia po raz drugi już wypróbowała swoje nowe buciki i zrobiła obchód obejścia. Dwadzieścia minut tak dreptała i zaliczyła tylko dwa niegroźne upadki. Największą radość sprawił jej prawdziwy żywy pies w zasięgu ręki. Już z daleka zaczęła wołać "hau! hau!" cała w skowronkach. Trzeba dodać, że woła tak na każde zwierzątko, zatem zaraz potem ganiała za kotem, krzycząc to samo. Chyba wydawała z siebie dźwięki przypominające "kici. kici", ale tego nie jestem taka pewna.




 Kot nie ułatwiał sprawy, bo uparł się, żeby nam wszędzie towarzyszyć. Gabrysia uparcie chciała go pogłaskać, ale wiemy, że akurat ten kot tego nie lubi i drapie. Przynajmniej był motorem do przemierzenia następnych małych kroczków.

 Choinko piękna jak las

Musielibyście widzieć, jaką sensacją okazała się ogromna choinka w salonie. W szczególności szklane bombki porozwieszane na najniższych gałęziach. Jakbym widziała małe koty.






U nas takiej frajdy dzieci nie miały, bo choinka mieści się na parapecie. Może w przyszłym roku postawimy większą. Zwracam Waszą uwagę na fakt, że Gabrysia dała sobie zapiąć spinkę i nie ściągała jej przez cały wieczór.


Co Gabrysia piszczy

Oprócz "hau, hau", Gabrysia mówi także "pepe" na pilota oraz "cycy", jak chce jeść. Oczywiście na wszystkich woła "mama", czasem uda jej się trafić i powiedzieć "tata", "baba" czy "dziadzia". Bardzo ładnie mówi "ciocia". Przewyższa w tym zakresie Ignasia, który z uporu długo wołał "U", a potem "Ola" na wszystkie ciocie, tylko dlatego, że ciocia próbowała nauczyć go tego słowa.

A co mówi Ignaś

Myślę, że nadszedł właściwy moment, by pochwalić się zbieranymi długo zwrotami, jakich używa mój niespełna trzyletni syn. Często zaskakuje nas swoją elokwencją i wyszukanym słownictwem. Jak wchodzi do pokoju, nie rzuca zwykłego "cześć!". W wykonaniu Ignasia to często jest "Witaj ciociu". Gdy wraca ze żłobka, rzuca się w ramiona swojej siostry, krzycząc "Moja mała Pisienka kochana!". W słowotwórstwie Ignaś jest mistrzem. Nikt nie wie, co to jest ta pisienka, ale Gabrysia jest małą pisienką, a Ignaś jest "Ogrrromnym Pisienkiem".

Ostatnio zobaczył, jak pod jego nieobecność pomalowałam obrazek chomika i zawołał:
- Jaka niesamowita mysz!
Tata odparł - To chomik.
- Co to za chomit! - nasz syn jeszcze nie wypowiada "k".

Fajnie tworzy mianownik oraz liczbę pojedynczą od słów zawierających ruchome "e", np. zamiast "węgiel" powiedział "węgl" (z bajki: "Błażeju, dosyp dużo węgla do pieca!"), a na jednego puzzla: "Co to za puzzl?".

Chyba nie opisałam w końcu, jak udało nam się wyjść na imprezę? Nie spinałam się jakoś mocno, ale biorąc pod uwagę stan moich odrastających włosów, poszłam uczesać się do fryzjera. Pomalowałam mordkę i wcisnęłam się w moją sukienkę z poprawin. Dorzuciłam niebieskie kolczyki z sutaszu oraz długo nienakładaną marynarkę. No wyglądałam nieziemsko. Ignaś, jak mnie zobaczył, spojrzał zdziwiony i powiedział:
- Mamusiu, jak ty wyglądasz?
- No jak?
- Wyglądasz jak ciocia Zosia! - dzięki Ignaś, starałam się.
Potem było jeszcze: "Mamusiu, gdzie ty idziesz?". Kilka dnie wcześniej powiedzieliśmy mu, że będziemy iść na imprezę, a on zostanie z Gabrysią, babcią i ciocią. Odparł wtedy, że też chce iść na imprezę. Na koniec jednak zreflektował się i powiedział do mnie: "Wyglądasz pięknie, jestem z Ciebie dumny".

Wczoraj, jak się pakowałam, chodził i powtarzał w kółko: "Matko jedyna co ty robisz?". Kiedyś bawił się rowerkiem w ten sposób, że na rączkach zawieszał zabawki. Jedną z nich była pluszowa lalka Zuzia, która ma taką szlufkę na głowie. Za nic jednak nie chciała się na tej rączce utrzymać. Mój syn się zdenerwował i rzucił: "Ty pluszowa Zuzio!".

Hitem był ostatni dialog Ignasia z tatą przed wieczorną kąpielą:
- Tato, chcę się z Tobą wykąpać!
- Nie, to nie jest dobry pomysł.
- No dawaj, ja już rozbieram się.

A dzień przed podróżą powtarzał w kółko, że chciałby wyruszyć w podróż, oraz że nasz samochód jest niebiesko-szary.

Kiedyś, pod koniec października, przebiegł przez całe mieszkanie, wołając:
- Mamusiu! Zrobiłem Ci coś! - w ręku trzymał najnowszą konstrukcję z klocków. Złożona była z dwóch białych i jednego niebieskiego. Jeden biały był w podstawie, a drugi biały i niebieski były u góry.
- Jakie piękne! - wyraziłam wyćwiczony już zachwyt. - A co to jest?
- Artyda - odpowiedział z dumą mój syn.
- Artyda? - spytałam z niedowierzaniem. - Co to jest artyda?
- Artyda to jest słowo artyda.

I tak jest za każdym razem z tą naszą małą mądralą. Rzuca nagle "zbuduj dziabałas". Gdy go spytać, co to jest "dziabałas", odpowie, że "dziabałas" to słowo "dziabałas". Było też słowo "bimbały", chyba moje ulubione oraz "ananaso".

Na koniec śmieszna historyjka

Przytoczę jeszcze ostatnią historię z gatunku komicznych. Działo się to także pod koniec października, kiedy moje dzieci zaczęły chorować. Była już na zegarze dwudziesta druga, ja próbowałam oglądać serial, a moje dzieci jeszcze nie spały. Machnęliśmy na nie ręką, bo i tak nie szły następnego dnia do żłobka. Przez pierwsze pół godziny udawałam, że coś słyszę. Odważyłam się nawet zjeść muffinkę przed twarzą mojego syna i uszło mi to na sucho. Konsumowałam właśnie kisielek z kubeczka, kiedy Ignaś nagle bez ostrzeżenia porzucił swoje zabawki i poszedł do kuchni. Paweł zawołał za nim:
- Gdzie idziesz?
- Do kuchni po stołek.
Jaki znowu stołek? Przyszedł zaraz z tym stołkiem, dumny z siebie. Postawił go pod regałem i sięgnął pilota z koszyczka.

Teraz już sięga do tego koszyczka bez pomocy. Gorzej, że Gabrysia we wszystkim go naśladuje i potrafi cichcem wspiąć się na ten stołek, gdy jest sama w kuchni. Ostatnio rozlała w ten sposób herbatę po całej podłodze i szafkach. Bez obaw, noże już dawno nauczyłam się trzymać bardzo, bardzo wysoko, poza zasięgiem ich wścibskich łapek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor