Literacki Misz-masz

Posłowie

Zapomniałam wczoraj napisać, jak ten nasz mały cwaniak miga się od noszenia kapci. Babcia mówi mu, że jak chce chodzić po podłodze, to musi nałożyć kapcie. Na to Ignaś błyskotliwie odpowiedział: "Będę chodził po dywanie!".

A dzisiejszy hit - tata mówi do niego:
- Mój ogromny Pisienku!
- Nie jestem ogromnym pisienkiem. Jestem Dużym Trollem. Dużym Aparatem.

A co na dzisiaj...?

Jestem w posiadaniu wielu notatek, które nie trafiły jeszcze na bloga i chcę na koniec roku je tutaj wrzucić, żeby nie przepadły. Na dobry początek wspomnienia z szukania pracy, potem trochę o kulinarnym oświeceniu, a na koniec moje wrażenia na temat dogmatów rodzicielstwa bliskości w ramach wspomnień z listopada.

Rekrutacja

Nie zdążyłam Wam napisać, że starałam się znaleźć pracę. Bardzo powolny i bolesny był to proces, jednak moje aplikacje nie zawsze pozostawały bez odpowiedzi. Ostatnio zadzwonił do mnie Pan z agencji X z pytaniem, czy może wysłać mi zadanie rekrutacyjne. Pomyślałam, że i tak nie mogę teraz podjąć pracy, ale co mi tam. Odpowiedziałam więc, że pewnie, bardzo chętnie. Co to było za zadanie! Tekst do poprawienia napisany specjalnie w taki sposób, by ciężko było się w nim odnaleźć. Miałam ochotę skreślić wszystko i napisać go od początku. Czułam fizyczny ból, patrząc na kiepsko poskładane zdania i celowe błędy językowe. Jestem niemal pewna, co musiał czuć autor tekstu. Po pewnym czasie pan do mnie oddzwonił ze smutną informacją, że niestety, nie udało mi się zaliczyć zadania, bo na pięć punktów dostałam tylko trzy. Jak to tylko trzy??? - pomyślałam wzburzona. Spytałam więc grzecznie, co poszło nie tak, ale pan miał tylko tabelkę z wynikami, a nie z uzasadnieniem. Wielka szkoda. Jednak nie wpadłam w pułapkę stylistyczną, której nie udaje się odkryć większości kandydatów. Ale mam się nie martwić, bo po Nowym Roku znowu będą rekrutować i pozwolili sobie zatrzymać moje dane. Łaskawcy.

Nieodpłatne praktyki

Miło zaskoczyła mnie też pani, która zadzwoniła z agencji, gdzie starałam się o bezpłatne praktyki. Spytała, czy jestem znowu zainteresowana. Odparłam, że wolałabym płatną pracę, skoro skończyłam te studia wyższe. Taka wybredna się zrobiłam. Okazało się, że oferty pracy też mają, ale tylko na pełen etat. Nie będą jednak usuwać moich danych w celu kontaktu in spe.

Kulinarne oświecenie

Rzecz działa się 6 listopada. Doznałam wtedy kulinarnego oświecenia. Nie wiem, który już raz zabierałam się za rozszerzanie diety mojej córki (wtedy miałam nadzieję, że ostatni, ale mimo najszczerszych chęci z mojej strony, Gabrysia nie zmieniła swoich nawyków). Pomyślałam, że skoro mała lubi makaron, to dodam jej do niego pesto. Pesto... pesto... Ale z czego to pesto zrobić? Sięgnęłam po osławioną już tutaj książkę kucharską, w której poza ciekawymi propozycjami kulek oraz kostek z wszelakich kasz i warzyw nie znalazłam nic przydatnego.

Zwyczajowo więc sięgnęłam po stary dobry Internet. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek wpisać do przeglądarki, mój wzrok padł na ugotowany przed chwilą rosół, a w nim na cztery małe marchewki. To było to! Marchewkowe pesto dla mojej Gabrysi!

Oczywiście wzgardziła nim tak, jak wszystkim innym. Teraz najchętniej zjada zupy, na Wigilię pożarła pół kotleta rybnego, czasem skubnie na śniadanie owsiankę i to tyle z rozszerzania diety. Kiedyś dziwiłam się, dlaczego dzieci nie jedzą. To na pewno wina matek - myślałam. Bo dają niedobre jedzenie, bo puszczają bajki. Teraz jestem mądrzejsza. Nie ważne, jak bardzo się staramy. Jeśli dziecko nie będzie chciało zjeść, to nie zje.

1 listopada

Osmarkałam się ze śmiechu, gdy trafiłam na "dogmaty" rodzicielstwa bliskości. "Więź emocjonalną" z dziećmi to chyba każdy rodzic mieć powinien, bez względu na to, w jaką teorię rodzicielstwa "wierzy".

Poza tym jestem zdania, i to od dawna (może to opiszę i opatentuję?), że jakich mądrych rad by nie wygłaszano, wszystko w relacjach rodzic-dziecko jest warunkowane przez obie zainteresowane strony. Można oczywiście czytać poradniki i się pod ich wpływem zmieniać, ale czy takie modne ostatnio "bezstresowe" wychowanie będzie miało rację bytu, gdy trafimy na duet choleryk-uparciuch? U nas w każdym razie nie działa.

Sorry, nie spałam w nocy praktycznie, zamiast tego oglądałam Świnkę Peppę, bo syn od wczoraj gorączkuje.

Pierwszy raz nie jest mi źle z powodu opuszczenia Dnia Wszystkich Świętych, ponieważ nie planowałam w ogóle wyjazdu w tym roku. Dobrze się złożyło, bo inaczej choróbska popsułyby mi plany. Ale teraz czuję się jak nabrzęknięta, niewyspana bania opuszczona przez świat, a do tego jeszcze głodna.

Ale jest światełko w tunelu. Ponieważ byłam wybitnie grzeczna w tym roku, mąż postanowił, że Mikołaj przyjdzie do mnie wcześniej. A że zasłużyłam sobie na naprawdę odlotowy prezent, w przyszłym tygodniu dostanę laptopa! Nie miałam swojego komputera od studiów - poprzedni służył mi od klasy maturalnej i odmówił posłuszeństwa w dzień mojego absolutorium. Miał drań wyczucie.




 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor