Ach te trzylatki...

 Czy trzylatki mogą być rozkoszne? Oj, tak. Zwłaszcza jak się postarają. Tu zmrużą oczka, tu zrobią dziubek i cały świat należy do nich. To jest taki fajny wiek, w którym bobas przeradza się w dziewczynkę. Już nie robi w pieluchy, można jej czesać warkoczyki i kiteczki, ślicznie tańczy, śpiewa, recytuje wierszyki. No do schrupania. Dzisiaj G. dostała za zadanie obudzić tatusia. Niczego specjalnego się nie spodziewaliśmy, a ona głośno zawołała: tut-tu-tut! Oczywiście nie spowodowało to należytej reakcji, należało jeszcze tatę z tego łóżka wypchnąć, bo znowu za późno poszedł spać.

Ostatnio mam wrażenie, że moje dzieci zawiązały spisek cukrowy. Co kilka dni robią awantury na zmianę przy wychodzeniu z domu, żeby wyłudzić ode mnie słodycze. Sama za pewne zarzuciłam na siebie te sidła. Ale cóż począć, kiedy wszyscy już ubrani grzejemy się w korytarzu, a najmłodszy członek rodziny zaczyna zrzucać buty i stanowczo oznajmia, że zostaje dzisiaj w domu?

Kiedyś próbowałam jej tłumaczyć, że mamusia nie może się nią zajmować całymi dniami, bo kiedyś musi wrócić do pracy i takie tam. Oczywiście dostałam odpowiedź: "A po co ty będziesz szła do pracy? Ty nie musisz pracować, bo tatuś pracuje". Mój świat się zawalił. Poświęcasz się, siedzisz z tym dzieckiem w chacie, żeby nie chorowało i po szpitalach nie jeździło, żeby więź jakąś zawiązać, a ono dostaje wzorzec matki kury domowej. Może niektórym to pasuje, takie siedzenie w domu, ale moja terapeutka wyznała mi, że bardzo mało kobiet nadaje się do takiej ciężkiej pracy. Większość z nas jednak potrzebuje wyjść do dorosłych ludzi. Żeby nie było, każda opcja jest okey. Już wspominałam o swojej przerośniętej ambicji oraz niezadowoleniu z życia. Chodzi o to, że jakoś nie potrafię cieszyć się tym, że stoję na tej straży domowego ogniska i że ta sytuacja się przeciąga. Miałam jednak rację, gdy zaczęła się pandemia, że zaraz przedszkola zamkną. Przynajmniej nie martwiłam się wtedy o to, że stracę pracę. Jedno zmartwienie mniej.

Morał jest taki, że co byś kobieto nie zrobiła i tak z którejś strony wyjdzie źle. Nie ma zatem potrzeby poświęcać się za bardzo, ale robić to, co tobie jest najbardziej na rękę.

Wczoraj wróciła mi wiara w świat, gdy stałam pod przedszkolem z G. Otóż po małą A. przyjechał jej tata i moja G. zdziwiła się, że jak to, samochodem przyjechał? To on umie? Wyjaśniłam jej, że mężczyźni też potrafią prowadzić samochód, ale nie chciała mi wierzyć. Może jednak jestem jakąś bohaterką w jej oczach?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor