A co guga Gabrysia?

Cały czas chwalę się tym, co mówi Ignaś (przyznam, że te jego powiedzonka trzymają mojego bloga na jako takim poziomie), a zapominam wspomnieć o nowościach w słownictwie Gabryśki. Niesłusznie! Dzisiaj podczas wieczornego czytania bajek, gdy pokazałam jej bociana i poprosiłam, żeby powtórzyła "kle-kle", popatrzyła na mnie mądrymi oczętami i powiedziała "bocian"! Zaraz potem zaczęła krzyczeć coś na kształt "patataj, patataj" (jak w tym wierszu Konopnickiej), udając, że czyta.

Gabrysia to jest wielka dama, bo dzisiaj sama siedziała na dorosłym krześle. O mało z niego nie zleciała, ale udało jej się zejść także samej. Sama też siada na nocnik lub kibelek, gdy towarzyszy bratu w łazience. Ostatnio z tego kibelka niestety spadła podczas schodzenia, bo matka jej zapomniała, że to przecież jeszcze małe dziecko i wyszła z łazienki na moment. Przyznam, że przez myśl mi nie przeszło, że ona będzie chciała z tego kibla zleźć.

Dzisiaj ta mała wariatka zjechała ze zjeżdżalni na brzuchu. W całkiem kontrolowany przez nią sposób. Ja za to nie spodziewałam się tego zupełnie i całkiem spokojnie nagrywałam całą akcję, ponieważ chciałam pokazać rodzinie i znajomym królika, jak to Gabrysia wcale się nie boi i sama zjeżdża. Wyprzedza w tym Ignasia, który aż do dzisiaj zjeżdżał z mamusią za rączkę. Dzisiaj był w ciężkim szoku, bo również zjechał sam. A jaka to była radość dla niego, jak się zorientował, co właśnie zaszło.

Tak więc Gabrysia mówi również ładnie "pociąg" i że robi "czu-czu", woła też "mamama" na banana i całkiem wyraźnie "kiwi". Woła też "pepa" na wszystkie świnki, zwłaszcza te pluszowe z kreskówki, ale także na telewizor, gdy chce obejrzeć tę bajkę. Niegdyś "pepe" oznaczało pilota (do telewizora). Do słownika doszło także "mjo" - mleko. Najbardziej jestem dumna z "bye-bye", bo to wiecie, po angielsku jest. I nauczyła się całkiem sama od jakiejś gadającej zabawki.

Ignaś znowu zaskoczył mnie swoją inteligencją (czego ten ojciec go uczy po kryjomu to ja nie wiem). Dzisiaj oznajmiłam mu, że jest pierwszy dzień wiosny. Popatrzył, pomyślał i spytał: "a kiedy był ostatni dzień zimy"? Przyznam szczerze, że takiego pytania nie spodziewałabym się usłyszeć od nikogo. Potem oczywiście rozpoczęło się zwyczajowe wyliczanie: a kiedy będzie drugi dzień wiosny, a kiedy trzeci, a kiedy czwarty...? Ostatnio wiecznie nas pyta, kiedy będzie miał trzy lata, kiedy cztery, kiedy pięć... I tak do osiemnastu, żeby mógł się napić piwa i herbaty z cukrem (nie, nie krzywdzę dziecka, nie dając mu cukru).

Bo mój syn, proszę państwa, niespełna trzyletni, umie liczyć do dwudziestu. O.

A gdy tatuś przeczytał mu wierszyk "Okulary" Tuwima, powiedział, że Hilary nie zauważył tych okularów, bo mu się zsunęły z nosa. Wiele interpretacji wierszy się naczytałam w życiu, oj wiele, ale ta wydaje mi się najbardziej trafna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor