Recenzja "The Help" Kathryn Stockett

Piosenka na dziś to "I want to ride my bicycle..." zespołu Queen. Temat tego utworu został wykorzystany przez Henryka Sytnera w audycji Radia Trójki "Wakacje na dwóch kółkach". Dopiero kilka dni temu to skojarzyłam. Dobry wybór Panie Henryku. Sama audycja jest bliska memu sercu, bo razem z koleżankami z podwórka wzięłyśmy udział w tym konkursie. Nasz album został nawet wspomniany na antenie, niestety nie był na tyle dobry, żeby wygrać. Może to i lepiej, bo aż takiej kondycji dobrej to my nie miałyśmy, żeby jeździć rowerem po świecie.

Nic mnie tak ostatnio nie przestraszyło, jak zawartość przeterminowanej puszki ananasów. To nawet nie była pleśń. One zrobiły się całe czarne. Przyznam, że leżały w mojej lodówce od bardzo dawna. Możliwe, że nawet od końca sierpnia. Miały więc prawo się zepsuć. Spodziewałam się jednak grubej szarej pleśni, ale na pewno nie tego, co zobaczyłam. Jeszcze mnie ciarki przechodzą, jak o tym pomyślę.

Okej, niedawno przestraszył mnie bardziej chrabąszcz, który uczepił się mopa stojącego na balkonie. Celowo nie użyłam tu słowa "schował się", ponieważ nie jest to mop sznurkowy, ale płaski, więc schować się w nim raczej trudno. Chyba że jest się cwaną bestią. Nieświadoma niczego wstawiłam mop do wiadra i no wiecie, co się robi w łazience. Nagle ten chrabąszcz zaczął bzyczeć w wiadrze, podczas gdy ja siedziałam sobie na tronie. Za pierwszym razem zignorowałam go, bo pomyślałam, że to może hałas od sąsiadów. Dopiero za drugim razem spojrzałam w stronę wiadra. Nie chcielibyście widzieć mojej reakcji. Naprawdę myślałam, że bliskie starcia z naturą mam już za sobą, przynajmniej do następnych wakacji na wsi.

Skończyłam wczoraj czytać "The Help". Jest to książka niezwykle inspirująca dla mnie, ponieważ opowiada o pierwszych krokach młodej pisarki. Podczas czytania lubiłam sobie wyobrażać, jakie to trudności staną mi na drodze podczas pisania mojej pierwszej książki. "The Help" traktowałam także jak powieść ku przestrodze, jaką złą matką można się stać dla swoich dzieci. Za nic nie chciałabym być tak nieczuła na potrzeby moich dzieci jak Elizabeth, którą bardziej obchodziło zdanie Hilly Holbrook niż jej własne. Wydaje mi się, że mam coraz więcej z tej kobiety. Zwłaszcza jak zostaję z moją dwójką całkiem sama. Wczoraj mój syn zanosił się nieprzerwanym płaczem, bo nie pozwoliłam mu zabrać zabawki siostrze. Jednak, gdy nie przestawał płakać, spytałam go, co się stało. Odpowiedział mi, a właściwie wydusił z siebie, że przestraszył się mamusi. Daje do myślenia.

Oczywiście książka głównie skupia się na relacjach, jakie panowały między białymi kobietami a ich czarnoskórymi służącymi w latach 60. w Jackson, Mississippi. Opowieść snują trzy bohaterki: Aibileen, która opiekuje się swoim siedemnastym już białym dzieckiem, Minny, która nie potrafi trzymać języka za zębami i mówi wprost swoim pracodawczyniom, co o nich myśli oraz Skeeter, która wróciła z uczelni i nie może pogodzić się z niewyjaśnionym zniknięciem swojej opiekunki Constantine (trochę ściągnęłam ten opis z okładki).

Według mnie jest to przede wszystkim piękna opowieść o kobietach w ogóle. O tym, jak muszą sobie radzić w obliczu codziennych wyzwań. Każda z nich jest inna. Dzielą je możliwości związane z pochodzeniem, kolorem skóry i posiadanym majątkiem. Niektóre ograniczają swoje ambicje do bycia częścią społeczności Jackson, inne mierzą dużo wyżej i dalej, aż do Nowego Jorku.

Na ostatnich stronach książki można wyczytać morał, jaki z niej płynie: "For women to realize, We are just two people. Not that much separtates us. Not nearly as much as I'd thought." Sama autorka podała te zdania jako te, z których jest najbardziej dumna. W wolnym tłumaczeniu chodzi o to, że jesteśmy tylko dwójką ludzi, których wcale tak dużo nie dzieli. I że jako kobiety powinnyśmy trzymać się razem i pomagać sobie nawzajem. To przesłanie jest ponadczasowe.

Najbardziej z całej książki spodobał mi się fragment, w którym Minnie czyści wielkiego wypchanego niedźwiedzia gryzzli:

"First, I swat at the dust with my broom, but it's thick, matted up in his fur. All this does is move the dust around. So I take a cloth and try and wipe him down, but I squawk every time that wiry hair touches my hand. White people. I mean, I have cleaned everything from refrigerators to rear ends but what makes that lady think I know how to clean a damn grizzly bear? I go get the Hoover. I suck the dirt off and except for a few spots where I sucked too hard and thinned him, I think it worked pretty good".

(Najpierw zeskrobałam kurz miotłą, ale była za gęsta, zmierzwiła się w futrze. Wszystko pokryło się kurzem. Więc wzięłam ściereczkę i spróbowałam go wytrzeć, ale skrzeczałam za każdym razem, gdy te szorstkie włosy dotykały mojej ręki. Biali ludzie. Chodzi mi o to, że czyściłam wszystko, od lodówek po ich pośladki, ale co sprawia, że ​​ta kobieta myśli, że wiem, jak wyczyścić cholernego niedźwiedzia grizzly? Poszłam po odkurzacz. Odsysałam brud i poza kilkoma miejscami, gdzie zbyt mocno przyssałam się do sierści i rozrzedziłam ją, myślę, że poszło całkiem nieźle - moje wolne tłumaczenie na rzecz tego wpisu, za błędy przepraszam.)


Dla nieczytających mam dobrą wiadomość - książka ta została zekranizowana lata temu i to całkiem dobrze. Polecam zarówno film jak i lekturę.

Następna na tapecie będzie "Ciotka zgryzotka" Małgorzaty Musierowicz, którą udało mi się w końcu dzisiaj kupić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor