Zapomniałam wspomnieć

Zapomniałam ostatnio wspomnieć...

Przemoc domowa w czasach izolacji rośnie. Małe problemy, kiedyś nieistotne, eskalują. Naciągamy nasze nerwy do granic wytrzymałości. I nie mówię tu o prawdziwej przemocy domowej, bo nie mam do tego odpowiednich kompetencji, choć problem jest. Chodzi mi o nasze małe gospodarstwa domowe, w których zostaliśmy nagle zamknięci i teraz wszyscy się na sobie wyżywamy.

Mnie na przykład wyprowadza z równowagi dosłownie wszystko. A najbardziej sąsiedzi urządzający techno-party od czwartku do niedzieli, od osiemnastej do trzeciej nad ranem. Nie mam nic do techno, dopóki nie jestem zmuszana słuchać na okrągło tych samych kawałków. Ludzie! Szanujmy się!

Powiecie, że mogłabym odpuścić sobie i włączyć muzykę lepszą i głośniejszą. No mogłabym. Ale mam w domu małe dzieci, które albo w tych godzinach już śpią bądź spać powinny, albo zwyczajnie nie lubią hałasu innego niż ten pochodzący od nich. Poza tym - choć nie jest to najmniej istotne - nie chcę męczyć sąsiadki z dołu Ironami i nakręcać spirali nienawiści.

I dobrze wiem, że tak naprawdę wczoraj przeszkadzał mi hałas, ponieważ byłam zmęczona. Próbowałam nawet wyciszyć się i odnaleźć w sobie zen. No cóż, nie jestem widać w tym najlepsza. Nawet jogi nie mogę regularnie uprawiać, a na pewno przydałaby mi się.

Dlaczego nie zadzwonię na policję, spytacie. Bo uważam, że zarówno policja, jak straż miejska mają teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Poza tym nie chcę narażać funkcjonariuszy prawa na ewentualne zarażenie się. Z tego samego powodu sama zaciskam zęby i też do nich nie chodzę. Za to dorobiłam się wczoraj kilku dziur w suficie. Zamierzam w najbliższym czasie wystosować odpowiedniego e-maila do administracji osiedla, głęboko wierząc, że zajmą się tą sprawą skutecznie.

Nie jestem jedyną osobą, której te hałasy przeszkadzają. W środku nocy muzyka już - o dziwo! - nie grała, za to - jak wieść niesie - sąsiedzi bardzo głośno krzyczeli. Ale nie na siebie, tylko do siebie. Z początku źle zrozumiałam relację Pawła i nawet trochę się ucieszyłam z ich nieszczęścia. Wyobraziłam sobie bowiem awanturę i pospieszne pakowanie walizek. A potem zrobiło mi się przykro, bo zrozumiałam swoją pomyłkę oraz to, że facet jednak zostaje, a to on jest fanem głośnej muzyki. W każdym razie Paweł słyszał, jak inny sąsiad poszedł do nich z groźbami.

Paweł też ostatnio próbował. Po nieprzespanej nocy poszedł do nich z samego rana i bezlitośnie długo trzymał włączony dzwonek do drzwi. Efektem tego zabiegu była jednak tylko ignorancja, za pewne spowodowana głębokim snem zainteresowanych. Następnie sąsiad obudził się i włączył znowu muzykę, w dodatku nad pokojem, w którym Paweł obecnie pracuje.

Czy może być gorzej?

A no może. Ostatnio stłukł mi się szklany pilniczek. Wyleciał z futerału i roztrzaskał się na kafelkach w łazience. I to w dobie ograniczania zakupów do niezbędnego minimum.

A dzisiaj zaczął boleć mnie ząb po leczeniu kanałowym, który jeszcze z miesiąc temu został pieczołowicie obadany z każdej strony i był zdrowy. I to w dobie brakujących maseczek.

A propos...

Długo miałam wyrzuty sumienia, że nie włączyłam się w akcję szycia maseczek dla szpitali. Nie zrobiłam tego, bo zwyczajnie nie mam takich materiałów. Postanowiłam też nie kupować ich w okresie, kiedy są bardziej potrzebne innym. W zeszły weekend okazało się, że oprócz materiałów brakuje mi także zdolności. Przynajmniej nie zmarnowałam flizeliny, tak bardzo teraz wszystkim potrzebnej...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor