Zagadka zaginionego sznurka

Okrągły rok temu w pełnym stresie prowadziłam swoje maluchy po raz pierwszy do żłobka. "Dwójkę na raz?" - wszyscy się dziwili i teraz już rozumiem, dlaczego. Ach te plany związane z karierą przemijającą niczym moje dzieciństwo. Tak - dzieciństwo, nie młodość. Bo ja dopiero niedawno zrozumiałam, że nie jestem już dzieckiem. Mimo męża z pięcioletnim już stażem (najlepsze życzenia kochany!) i dwójki dzieci na koncie. Stopniowo dociera do mnie, że jestem dorosła. Chyba dlatego ostatnio się tak dziwnie czuję. Trochę spokojniejsza, a jednak coraz bardziej pewna siebie. No i te migreny. Niezły dodatek. Nie pozwalałam mężowi mówić, że jesteśmy starzy. O nie! Jak chce, niech starzeje się sam teraz, ja zaczynam rozwijać żagle i żyć pełnią życia. Przynajmniej w teorii.

Miałam nadzieję, że w tym roku ominie mnie koszmar zwany adaptacją, skoro moje dziecko chodzi do przedszkola od kwietnia. Ignaś jednak miał przez ponad tydzień kryzys, z którego już powoli wychodzimy. Na szczęście.

Stay home mum

Poznałam przez przypadek bardzo ładne określenie na to, czym aktualnie się zajmuję: stay home mum. Po angielsku jakoś wszystko zawsze ładniej mi brzmiało. Określenie to wywołuje we mnie falę ciepła, gdyż nie jest nacechowane negatywnie, a przynajmniej nie według mnie.

W związku z byciem dojrzałą kobietą, kupiłam ostatnio dwie gazety (ale nie te z pokroju tylko dla dorosłych). W jednej z nich wyczytałam w horoskopie, że mam nigdy nie porzucać swoich ambicji, bo na ich realizację potrzebuję więcej czasu. Wieje mądrością, więc chyba ustawie sobie ten cytat na zdjęciu profilowym bloga. A co.

Przydasie Joasi

No i te ambicje właśnie powolutku prowadzą mnie do wypracowania własnej marki, a przynajmniej na razie zamówiłam sobie metki na moje szydełkowe wyroby. Co się nadenerwowałam przy tym, to moje. Bo nie będą to takie standardowe metki z gotowym napisem "handmade", ale moje własne, wymyślone przez kochaną Ewelinę.

Wiąże się to również z planem założenia osobnego funpage'a - ale nie wszystko na raz. Może nawet pokuszę się o konto na Instagramie? Na pewno odetchniecie z ulgą, bo przestanę tu wrzucać zdjęcia mojego rękodzieła. Mama-zaur rykoszetem też doczeka się niedługo nowej odsłony!

Wracając do bloga


Przez to, że przestałam regularnie pisać, zrobił mi się w głowie niezły bałagan. I niektóre zasady pisowni wyleciały mi z głowy (nie wspominajcie o tym moim przyszłym pracodawcom, a co gorsza - paniom od polskiego!). Zaczęłam też wątpić we wszystko, co robię. Głupi zakup spodni dla trzylatka mnie przerasta. To znaczy kupuję wszystko z lubością graniczącą z zakupoholizmem, jednak później, a już najczęściej przy kasie, zaczynam się zastanawiać nad pieniędzmi wypływającymi z mojego konta. W takim tempie właśnie, już na początku miesiąca skończył mi się hajs na przyjemności - dobrze, że jednak trochę zdążyłam ich nabyć.

Oddaję się z namaszczeniem lekturom ambitnym - "Jak mniej myśleć" oraz "Kiedy twoja złość krzywdzi dziecko". Ta pierwsza trochę dziwna, liczę, że przestanę dzięki niej wszystko przeżywać. drugą gorąco polecam wszystkim, nawet tym pozornie wyluzowanym.

Co z tą złością

Na początku autorzy wspominają o ubocznych i nieprzyjemnych skutkach krzyczenia w domu oraz bicia dzieci. Potem przechodzą do testu, który ma określić, jak duży problem ze złością mamy. Ja niestety mam spory. Jest także dziennik złości, który należy prowadzić przez dwa tygodnie. Phi, pomyślałam, po co mi ten dziennik, skoro oddaję się lekturze poradnika. Kilka godzin później miałam już pierwszy wpis, na szczęście ze skalą gniewu 3. Z tego co się zorientowałam, chodzi o to, aby przekierować podczas stresu myślenie i nie dopuścić do siebie myśli-zapalnika, która spowoduje gwałtowny wybuch. I nie wystarczy tylko przeczytać książkę. Trzeba też ćwiczyć.

Prace domowe

Ćwiczyć trzeba też w domu to, czego dziecko nauczyło się w przedszkolu. Wiedzieliście, że można dawać nożyczki już 16-sto miesięcznym maluchom??? Ja nie wiedziałam. Okazuje się, że mój syn ładnie liczy, umie przeczytać pojedyncze litery, ale nie umie operować rączką. Wiecie, ma dopiero trzy lata, myślałam, że nauczy się w przedszkolu. Dostaliśmy plik kartek do zrobienia do domu i zamówiliśmy bezpieczne nożyczki, co by i Gabrysia na tym skorzystała.

Pani stwierdziła, że ogólnie wszystko w przedszkolu super, ale dziecko jest aspołeczne. Odparłam, że w takim razie dobrze, że jest w przedszkolu. Nie wiem, jakim cudem mam zmusić starsze od niego dzieciaki, żeby się chciały z nim bawić. Albo jak będąc w domu, mam nakłaniać go do zabawy w przedszkolu. Problem polega na tym, że sama jestem trochę aspołeczna. Od zawsze miałam problemy z nawiązywaniem znajomości. Teraz muszę jednak się przełamać o nauczyć moje dziecko robić coś, o czym nie mam zielonego pojęcia, żeby mu lepiej w życiu było niż mnie. Trzymajcie kciuki i sypcie radami.

A co z tym sznurkiem?

No właśnie. Wyobraźcie sobie, że czarna dziura mojego mieszkania wessała sto metrów bawełnianego sznurka w kolorze butelkowozielonym. Może ktoś orientuje się, czy nie wykorzystałam go już na coś? Bo moja pamięć jest ostatnimi czasy bardzo dziurawa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor