Mamo, dlaczego w naszym domu nie ma podkładek?

No właśnie, dlaczego??? - pomyślałam spanikowana. Zaraz potem zaczęłam tworzyć w głowie projekty podkładek szydełkowych, szybko jednak z nich rezygnując - przecież nie o to chodzi, by ciągle je prać. Następnie przypomniałam sobie, że jednak mamy w naszym domu podkładki! Przecież lata świetlne temu kupiłam całkiem bezsensu ogromne podkładki, które zalegały tylko do tej pory w szufladzie. Wyciągam je z tej szuflady, nie takie znowu zakurzone i z miną zwycięzcy prezentuję mojemu trzyletniemu. On tak patrzy z rezerwą i mówi: "Mamo, w przedszkolu mamy mniejsze".

Później tego samego dnia dotarło do mnie, że też mogę mieć mniejsze, niekoniecznie kupując nowe. Ciach-ciach różową podkładkę na pół i voila! I jeszcze ciach-ciach białą, tak na wszelki wypadek. Wieczorem, dumna z siebie, macham dziecku przed oczami różową małą podkładką. Ach ta radość trwająca całe pięć sekund, nie do opisania. Pada zażalenie: "Mamo, a czemu różowe...?". Ha! Są też białe dziecko drogie, masz nie marudź, idź jeść kolację.

Marudzenie na zlecenie

Od tygodnia mam wrażenie, że Ignaś bierze udział w konkursie marudzenia. Upodobał sobie zwłaszcza chodzenie do przedszkola. Dzisiaj sam zamienił hulajnogę na rowerek, chyba tylko po to, żeby pod przedszkolem zrobić aferę o to, że nie ma hulajnogi. To z pewnością była jednak moja wina, bo rzuciłam: "Zobacz, Leila też ma taką hulajnogę jak Wy, tylko czerwoną!". Ja głupia.

Ale wybrzydzanie mojego syna na jeżdżenie autem (kto by pomyślał, że w końcu mu się znudzi jeżdżenie autem te 700 metrów??) dzisiaj odniosło pozytywny skutek uboczny, bo akurat straż miejska łapała nieszczęśników odbierających dzieci z przedszkola.

W piekle jest specjalny krąg dla tych, którzy rozbijają szkło na placu zabaw

A mogliby zająć się tymi wszystkimi menelami, którzy bezmyślnie rozbijają szklane butelki na placach zabaw dla dzieci. Nigdy nie zrozumiem bezmyślności tych ludzi, którzy niby tacy dorośli, bo już piwko na dworze, a jednak jeszcze dzieci, skoro lepszego miejsca nie potrafią sobie na imprezę znaleźć. Żeby było jasne, ich obecność na placach zabaw w godzinach nocnych nie przeszkadza mi w żadnym stopniu, ale mogliby po sobie posprzątać.

Ach te hejty na matki z dzieckiem...

Po wakacjach od Internetu zdziwiła mnie strasznie fala hejtu, który zalewa matki i dzieci. Internet nie był mi dłużny i obrzucił mnie błotem, bo zażartowałam sobie z ludzi, którym tak strasznie przeszkadzają dzieci w restauracjach. Ja tylko grzecznie i bez wyzwisk (sic!) zwróciłam im uwagę, że mogą sobie sami siedzieć w domach i jeść to, co ugotują, skoro życzą tego wszystkim zmęczonym matkom. I zaczęło się. No ale nie przejmuję się tym i nie biorę tego do siebie, bo chyba bym nigdy już z domu nie wyszła. I znów, żeby była jasność - w głębokim poważaniu mam to, co sobie postanawia jakaś tam restauracja, ich prawo. Sama też chętnie wybiorę miejsce bez dzieci, jeśli będę szła gdzieś zjeść, zwłaszcza że będzie to godzina późno wieczorowa, a dzieci w tym czasie powinny spać. Teoretycznie. Żebym się tylko nie zdziwiła.

A moje dzieci

są już coraz większe. Gaba nie dość, że wspina się notorycznie na komodę

Ja jej nie pomagałam.

to dzisiaj po raz pierwszy zrobiła siku do nocnika! Poza tym już bardzo rzadko zdarza jej się spać w dzień ku mojemu udręczeniu. I blabla jak najęta. Nawet pełnymi zdaniami! I sama z siebie zaczęła recytować "Jedzie pociąg z daleka..."!

Ignaś natomiast miał dostać w przedszkolu książkę dla czterolatka, bo taki jest już mądry, ale jednak przerosło go pisanie w niej. Dlatego też dostanie książkę odpowiednią do swojego wieku, z dużymi rysunkami, żeby się nie zniechęcił.

A ja...

Ja mam z kolei nowy projekt w planach, trochę zbyt ambitny na moje możliwości, ale może wypali. Pewnie domyślacie się, o co chodzi, ale musicie uzbroić się w cierpliwość.

Komentarze

  1. Nie domyślam się, co Ci po głowie chodzi, ale trzymam kciuki :)
    Hejt dzisiaj to chleb powszedni. Wystarczy iskra, chociaż porównując polskie i irlandzkie fora stwierdzam, że obok wiecznego użalania się, hejtowanie to polski sport narodowy :(
    Jeśli chodzi zaś o sprawy okołodziecięce - tylko przypominam, że za zachowanie się dzieci odpowiadają rodzice. Jeśli dziecko jest nauczone, że mu wszystko wolno to niestety, ale będzie wariowało. Byłam ostatnio ze szwagrem i jego gromadką w restauracji i naprawdę byłoby mi bardzo przykro, gdybyśmy nie mogli tam być z dziećmi - zakres lat 3-8. Było wesoło ale bez wrzasków i biegania innym ludziom pod nogami. Etykietowanie pod każdym względem jest złe, a to nietrafione - szczególnie krzywdzące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Ja swoje źle wychowane "wrzaskuny" trzymam na razie z dala od miejsc publicznych, bynajmniej nie z uwagi na cudze dobro, ale na swoje zdrowie psychiczne :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Soraski

Kolejnej wiosny łyk

Pomidor